Kaliningrad - zapraszamy do Partnerstwa
Dodano:
Uczestnictwo Rosji w Partnerstwie Wschodnim jest równie mało prawdopodobne, jak wstąpienie Moskwy w struktury NATO. Z małym wyjątkiem – jest nim Obwód Kaliningradzki. Zaproszenie rosyjskiej eksklawy zaproponował ambasador RP w Moskwie Jerzy Bahr i miał rację - leży to zarówno w interesie mieszkańców obwodu jak i Unii Europejskiej.
Obszar wielkości województwa małopolskiego był za ZSRR zamkniętą strefą zmilitaryzowaną. Stacjonowało tu wojsko rakietowe z arsenałem atomowym, a region służył jako straszak na Zachód. 17 lat po rozpadzie Kraju Rad, Dmitrij Miedwiediew straszył powtórką z rozrywki: w ubiegłorocznym orędziu prezydenckim zapowiedział rozmieszczenie w Obwodzie Kaliningradzkim rakiet Iskander. Groźba, będąca odpowiedzią na planowane rozlokowanie elementów amerykańskiej tarczy rakietowej w Polsce i Czechach zaniepokoiła świat. Jednak nie mieszkańców obwodu.
Byłam w Kaliningradzie zaraz po prezydenckim orędziu: wszyscy moi rozmówcy - od urzędników do przypadkowych przechodniów - twierdzili, że obwód już nigdy nie będzie strefą zmilitaryzowaną, a jedyny stacjonujący tu Iskander, to żyrafa - nowy nabytek miejscowego zoo - żartobliwie nazwana na pamiątkę rakietowej awantury. Większość mieszkańców pozytywnie ocenia przejście od polityki konfrontacji do współpracy z Europą, rozumiejąc, że nie można budować trwałych mostów gospodarczych, będąc jednocześnie militarnym centrum. Region zaś ma ambicję, aby stać się rosyjskim oknem na Zachód, punktem wymiany handlowej między Rosją a UE.
Chyba nigdzie indziej europejska wolność przekraczania granic nie jest tak cennym i pożądanym dobrem, jak na tej liczącej 15 tys. km kw. rosyjskiej „wyspie". Wstąpienie Polski i Litwy do strefy Schengen i tak utrudniło tu życie mieszkańcom obwodu – do czerwca 2007 r. cieszyli się oni bezpłatnymi wizami. Dziś, za pozwolenie na jednorazowy wjazd do sąsiadów trzeba zapłacić 35 euro, czyli tyle, ile do „starych” krajów Wspólnoty.
Mimo skarg na uciążliwy porządek wizowy, większość mieszkańców obwodu uważa Polskę i Litwę za przyjazne sobie państwa. Aż 70 proc. młodych kaliningradczyków wiąże przyszłość regionu z Unią Europejską, w granicach, której bywają częściej, niż w swej – oddalonej o 600 km – wielkiej ojczyźnie.
Obszar jest mały, gospodarczo chłonny, otwarty na zagranicę, a mieszkańcy - zwani pół żartem Eurorosjanami - podatni na propagowane w unijnym projekcie wartości. I nikt tutaj – jak ma to miejsce w Rosji właściwej – nie ma wątpliwości, że mieszka w Europie.
Dlatego obwód należy jak najszybciej zaprosić do Partnerstwa. Miejmy tylko nadzieję, że Moskwa nie potraktuje unijnych propozycji jako zagrożenia.
Byłam w Kaliningradzie zaraz po prezydenckim orędziu: wszyscy moi rozmówcy - od urzędników do przypadkowych przechodniów - twierdzili, że obwód już nigdy nie będzie strefą zmilitaryzowaną, a jedyny stacjonujący tu Iskander, to żyrafa - nowy nabytek miejscowego zoo - żartobliwie nazwana na pamiątkę rakietowej awantury. Większość mieszkańców pozytywnie ocenia przejście od polityki konfrontacji do współpracy z Europą, rozumiejąc, że nie można budować trwałych mostów gospodarczych, będąc jednocześnie militarnym centrum. Region zaś ma ambicję, aby stać się rosyjskim oknem na Zachód, punktem wymiany handlowej między Rosją a UE.
Chyba nigdzie indziej europejska wolność przekraczania granic nie jest tak cennym i pożądanym dobrem, jak na tej liczącej 15 tys. km kw. rosyjskiej „wyspie". Wstąpienie Polski i Litwy do strefy Schengen i tak utrudniło tu życie mieszkańcom obwodu – do czerwca 2007 r. cieszyli się oni bezpłatnymi wizami. Dziś, za pozwolenie na jednorazowy wjazd do sąsiadów trzeba zapłacić 35 euro, czyli tyle, ile do „starych” krajów Wspólnoty.
Mimo skarg na uciążliwy porządek wizowy, większość mieszkańców obwodu uważa Polskę i Litwę za przyjazne sobie państwa. Aż 70 proc. młodych kaliningradczyków wiąże przyszłość regionu z Unią Europejską, w granicach, której bywają częściej, niż w swej – oddalonej o 600 km – wielkiej ojczyźnie.
Obszar jest mały, gospodarczo chłonny, otwarty na zagranicę, a mieszkańcy - zwani pół żartem Eurorosjanami - podatni na propagowane w unijnym projekcie wartości. I nikt tutaj – jak ma to miejsce w Rosji właściwej – nie ma wątpliwości, że mieszka w Europie.
Dlatego obwód należy jak najszybciej zaprosić do Partnerstwa. Miejmy tylko nadzieję, że Moskwa nie potraktuje unijnych propozycji jako zagrożenia.