Zakrwawiony Berlusconi trafił do szpitala. Ma pękniętą kość nosową

Dodano:
bbc.com
Premier Włoch Silvio Berlusconi został w niedzielę po południu uderzony w twarz miniaturką katedry mediolańskiej i przewrócił się na ziemię. Po przewiezieniu do szpitala lekarze stwierdzili u premiera: pęknięcie kości nosowej, uszkodzenia dwóch zębów oraz krwawiącą ranę wargi - poinformował jego rzecznik Paolo Bonaiuti. Premier zapewnił jednak dziennikarzy, że "czuje się dobrze".
Zatrzymany natychmiast sprawca napaści to 42-letni Massimo Tartaglia, który - jak ustalono - od 10 lat leczy się psychiatrycznie. Do tego incydentu doszło na mediolańskim Piazza Duomo po wiecu partii Lud Wolności, na którym premier wygłosił ostre przemówienie polityczne, wymierzone w jego przeciwników. Gdy schodził z podestu, pod którym zebrała się grupa jego kontestatorów, został trafiony rzuconym w nim przedmiotem. Z ust popłynęła mu krew. Był cały czas przytomny. Początkowo informowano, że premier, który właśnie zszedł z podestu, na którym wygłosił ostre przemówienie polityczne, został uderzony w twarz pięścią, jednak później okazało się, że była to miniaturka mediolańskiej katedry..

73-letni szef rządu "czuje się dobrze"

Kamery zarejestrowały Silvio Berlusconiego z zakrwawioną twarzą. Następnie śledziły, jak ochrona  wsadziła go do samochodu i zawiozła do szpitala. Do zdarzenia doszło po wiecu w Mediolanie. Berlusconi został trafiony w twarz miniaturką miejscowej katedry. Jak  sam zapewniaj - czuje się dobrze. Premier po tomografii i innych badaniach przeniesiony został z ostrego dyżuru na oddział szpitala. Pozostanie tam na obserwacji przez 24 godziny. Według doniesień szef rządu oprócz zranień w okolicach ust ma dwa uszkodzone zęby.

Watykan i prezydent potępiają zamach

Prezydent Giorgio Napolitano stanowczo potępił akt agresji wobec premiera. "Kieruję wyraźny apel o to, aby każdy spór polityczny i instytucjonalny rozstrzygał się w granicach odpowiedzialnej samokontroli i cywilizowanej dyskusji przy unikaniu wszelkich gwałtownych impulsów i spirali przemocy"- wezwał prezydent. "To był akt terroryzmu" - oświadczył w reakcji na tę napaść minister do spraw reform, przywódca koalicyjnej Ligi Północnej Umberto Bossi.

W komentarzach do tego incydentu, który wstrząsnął klasą polityczną we Włoszech, przeważa przekonanie, że to rezultat klimatu, panującego w ostatnich tygodniach. "Słowa nienawiści stały się czynami" - powiedział minister przemysłu Claudio Scajola. Napaść potępiają zgodnie politycy koalicji i opozycji. Atak na premiera potępił także Watykan. Rzecznik Stolicy Apostolskiej ks. Federico Lombardi oświadczył, że to "bardzo ciężki i niepokojący fakt", który - jak podkreślił - stanowi "ryzyko przejścia od przemocy słów do przemocy czynów".

Tymczasem dokładnie dwa miesiące temu w parlamencie Włoch mówiono o realnej groźbie ataku na Silvio Berlusconiego. Przedstawiając informację, sporządzoną na podstawie analiz służb specjalnych, minister do spraw kontaktów z parlamentem Elio Vito powiedział w październiku w Izbie Deputowanych, że premier powinien unikać bezpośrednich kontaktów z tłumami, ponieważ "odosobnieni mitomani" mogą dopuścić się przemocy wobec niego. Sam szef rządu miał według prasy mówić wtedy: "Służby powiedziały mi, by mieć się na baczności, bo obawiają się, że mogę paść ofiarą kogoś niezrównoważonego, kto szuka światowej sławy, i poprosili mnie gorąco, bym za bardzo nie wchodził między ludzi". Przypomina się, że w sylwestrowy wieczór w 2004 roku podczas spaceru po rzymskim Piazza Navona premier Berlusconi został uderzony stojakiem do aparatu fotograficznego przez młodego mężczyznę. Odniósł wtedy niegroźne obrażenia.

PAP, dar

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...