Wszystkiemu winne są „polskie fajerwerki”
Dodano:
Niemcy uwielbiają noworoczne fajerwerki. W poszukiwaniu tanich zakupów często udają się za polsko-niemiecką granicę. Sęk w tym, że tzw. „polskie fajerwerki” są w Niemczech nielegalne, pisze „Spiegel”.
W okresie noworocznym niemieccy strażacy i pracownicy pogotowia ratunkowego mają pełne ręce roboty. Cały kraj opanowuje mania odpalania petard i fajerwerków. W samym tylko Berlinie w zeszłym roku w sylwestra wybuchło 1 650 pożarów.
Od lat media w okresie noworocznym przestrzegają przed „polskimi fajerwerkami", które są nielegalnie sprowadzane z Europy Wschodniej. To właśnie je prasa obarcza winą za tysiące wypadków i pożarów.
„Niewątpliwie poszukiwacze okazji często przekraczają granicę by kupić tanie petardy i fajerwerki w Polsce i Czechach. W 2008 roku policja zatrzymała 3 tys. fajerwerków na polskiej granicy z Branderburgią. W tym roku historia się powtarza: w niedzielę aresztowano czterech chłopców w pociągu jadącym z Polaki, którzy mieli przy sobie 441
fajerwerków", pisze „Spiegel”.
„Polskie fajerwerki" nie mają jednak nic wspólnego z Polską – podkreśla dziennik. Prawie wszystkie kupione w Europie pochodzą z Chin. Jednak Niemcy są jednym z niewielu państw, które mają regulacje prawne określające siłę wybuchu i długość zapalników. Tylko produkty posiadające specjalny atest mogą byś legalnie importowane i sprzedawane na terenie Niemiec. Tak zwane „polskie fajerwerki” mają potężną siłę wybuchu, a ich zapalniki są za krótkie, dlatego często wybuchają w rękach i powodują poważne uszkodzenia ciała.
Dzięki Unii Europejskie ten rok może być ostatni dla „polskich fajerwerków". Bruksela ma wydać prawo unijne w ich sprawie w 2010 roku. Wówczas fajerwerki sprzedawane w Warszawie będą takie same jak te legalnie dostępne w Berlinie. „Możliwe ze niemieckie władze będą musiały zacząć obwiniać Brukselę za coroczny wzrost liczby pożarów i urwanych palców”, konkluduje dziennik.
im
Od lat media w okresie noworocznym przestrzegają przed „polskimi fajerwerkami", które są nielegalnie sprowadzane z Europy Wschodniej. To właśnie je prasa obarcza winą za tysiące wypadków i pożarów.
„Niewątpliwie poszukiwacze okazji często przekraczają granicę by kupić tanie petardy i fajerwerki w Polsce i Czechach. W 2008 roku policja zatrzymała 3 tys. fajerwerków na polskiej granicy z Branderburgią. W tym roku historia się powtarza: w niedzielę aresztowano czterech chłopców w pociągu jadącym z Polaki, którzy mieli przy sobie 441
fajerwerków", pisze „Spiegel”.
„Polskie fajerwerki" nie mają jednak nic wspólnego z Polską – podkreśla dziennik. Prawie wszystkie kupione w Europie pochodzą z Chin. Jednak Niemcy są jednym z niewielu państw, które mają regulacje prawne określające siłę wybuchu i długość zapalników. Tylko produkty posiadające specjalny atest mogą byś legalnie importowane i sprzedawane na terenie Niemiec. Tak zwane „polskie fajerwerki” mają potężną siłę wybuchu, a ich zapalniki są za krótkie, dlatego często wybuchają w rękach i powodują poważne uszkodzenia ciała.
Dzięki Unii Europejskie ten rok może być ostatni dla „polskich fajerwerków". Bruksela ma wydać prawo unijne w ich sprawie w 2010 roku. Wówczas fajerwerki sprzedawane w Warszawie będą takie same jak te legalnie dostępne w Berlinie. „Możliwe ze niemieckie władze będą musiały zacząć obwiniać Brukselę za coroczny wzrost liczby pożarów i urwanych palców”, konkluduje dziennik.
im