Platforma na zakręcie
Dodano:
Co się dzieje z Platformą Obywatelską? Donald Tusk publicznie stwierdza, że wykluczenie z komisji hazardowej Zbigniewa Wassermanna i Beaty Kempy było błędem, a Grzegorz Schetyna… ogłasza wprowadzenie dyscypliny klubowej nakazującej posłom PO zablokowanie powrotu posłów PiS do komisji. Czy teraz Tusk-poseł, będzie musiał sprzeciwić się Tuskowi-premierowi? Jakby tego było mało decyzję klubowych kolegów krytykują zarówno konserwatyści na czele z Gowinem, jak i znajdujący się na drugim biegunie politycznym Palikot. Czy PO właśnie przestała być monolitem?
Przez ostatnie dwa lata Platforma wychodziła obronną ręką z wszystkich opresji. Premier składał obietnice, z których bardzo szybko się wycofywał, Palikot chodził ze świńskimi głowami po stacjach telewizyjnych, minister Kopacz nie reformowała służby zdrowia, a minister Grabarczyk nie budował autostrad – a mimo to sondaże niezmiennie wskazywały, że Polacy uważają PO za najlepszy z możliwych wyborów, a Donalda Tuska za jedynego kandydata godnego prezydentury. Kiedy nawet spektakularna klapa w kwestii prywatyzacji stoczni w Gdyni i Szczecinie oraz ujawnienie tzw. afery hazardowej nie zmieniły odbioru PO przez opinię publiczną wydawało się, że na Tuska i jego drużynę nie ma mocnych. I wtedy zaczęła się awantura o Kempę i Wassermanna, która każe się zastanawiać czy przypadkiem Platforma nie ma czegoś do ukrycia w sprawie afery hazardowej? A może właśnie jesteśmy świadkami rozpoczęcia tzw. walki buldogów pod dywanem?
Czy naprawdę dopuszczenie Kempy i Wassermanna do obrad komisji, która i tak ma zakończyć pracę za półtora miesiąca, jest sprawą dla której warto ryzykować polityczną reputację i narażać się na ciosy PiS ogłaszającego w mediach, że oto PO chce ukryć prawdę za parawanem sejmowej awantury? Postawa PiS w całej sprawie też jest zastanawiająca, bo pojawia się pytanie czy nie lepiej poświęcić na razie Kempę i Wassermanna i jak najszybciej w świetle kamer przesłuchać Chlebowskiego, Schetynę, a może nawet Tuska – ale to temat na zupełnie inną refleksję. Na razie ważniejsze wydaje się pytanie o co tak naprawdę chodzi PO.
Możliwe są trzy scenariusze: po pierwsze politycy PO zdają sobie sprawę, że więcej stracą pozwalając komisji działać, niż siłowo blokując jej prace. Przy takim założeniu zachowanie Schetyny jest grą „na Tuska". Szef klubu PO gra rolę „złego policjanta", który działa na przekór premierowi i podczas gdy ten drugi chce dążyć do prawdy Schetyna woli kluczyć, bo może sam jest w jakiejś mierze uwikłany w aferę. To scenariusz, który można nazwać „prezydenckim” – chodzi o to, by premier wyszedł z całej sprawy bez szwanku i – nawet kosztem kilku procent poparcia dla PO – sam zachował zaufanie wyborców i w cuglach wygrał wyścig do pałacu prezydenckiego.
Drugi możliwy scenariusz zakłada rozpoczęcie wspomnianej wcześniej „walki buldogów pod dywanem". Upokorzony przez Tuska Schetyna postanowił odegrać się na premierze i zawalczyć o osłabienie zaufania opinii publicznej do Donalda Tuska, a w efekcie o osłabienie jego pozycji w partii. Wiadomo, że dla większości wyborców PO to Tusk, a Tusk to PO, więc jeżeli PO blokuje prace komisji, to znaczy, że blokuje ją Tusk. Nie jest to wbrew pozorom zupełnie nierealistyczny scenariusz – Schetyna może obawiać się, że Tusk szykuje mu los Piskorskiego czy Rokity w związku z czym zamierza kontratakować póki jeszcze jest mocny. A o tym, że jest mocny świadczy fakt, iż Tusk wprawdzie odwołał go z MSWiA, ale jednocześnie musiał mu powierzyć kierowanie klubem parlamentarnym PO. Gdyby Tusk czuł, że ma całkowitą przewagę nad Schetyną upokorzyłby go całkowicie – np. powierzając kierowanie parlamentarną komisją spraw wewnętrznych i administracji. Ale Tusk wie, że za Schetyną stoją kadry i że na razie konfrontacja z nim oznacza niemal pewny rozłam w PO. Możliwe więc, że premier zagrał na przeczekanie, a Schetyna postanowił nie czekać na dalszy rozwój wypadków. Na taki scenariusz wskazywałoby to, że w walkę nagle włączyli się Gowin i Palikot, którzy otwarcie kwestionują decyzję Schetyny o blokowaniu powrotu posłów PiS do komisji. Wiadomo, że Gowin jest postrzegany jako lider konserwatystów w partii, a Palikot jest najbardziej wyrazistym przedstawicielem nurtu lewicowego w PO. Jeśli obaj stają do walki oznacza to, że w PO zaczyna się walka o wpływy.
Trzeci scenariusz to scenariusz, który można nazwać „PR-owskim". Być może PO w całej sprawie postanowiła zastosować doskonale sprawdzającą się dotychczas strategię ukazywania PiS jako politycznych awanturników. Z jednej strony mamy bowiem posłów PO powołujących się na szacunek do prawa i opinie ekspertów z Biura Analiz Sejmowych, zgodnie z którymi Kempa i Wassermann formalnie nie mogą powrócić do komisji – a z drugiej wściekłe ataki PiS, które parafrazując jeden z politycznych bon-motów ostatnich lat, krzyczy: „Wassermann albo śmierć". Przy takim założeniu gra toczy się o narzucenie opinii publicznej swojej narracji. Jeśli tak – jest to jednak gra dość ryzykowna, w dodatku sabotowana przez wspomnianych wcześniej Gowina i Palikota. PO może wprawdzie znów na tym wygrać, ale może również dużo przegrać.
Niezależnie od tego, który ze scenariuszy jest prawdziwy pewne jest to, że PO przeżywa obecnie najpoważniejsze kłopoty od momentu przejęcia władzy w 2007 roku. W dodatku wszystko to dzieje się w najgorszym z możliwych momentów – w roku wyborów prezydenckich i samorządowych, które miały przypieczętować hegemonię Platformy na polskiej scenie politycznej. Wprawdzie pozycja PO i Tuska jest wciąż mocna, ale jeśli partia nie zakończy przekonująco kwestii sporu o komisję śledczą – to siłą rzeczy uczyni z niej główny temat kampanii prezydenckiej, co sprawi, że Platforma od początku kampanii znajdzie się w defensywie. A atak to coś, co Jarosław Kaczyński i jego partia ma opracowane do perfekcji.
Czy naprawdę dopuszczenie Kempy i Wassermanna do obrad komisji, która i tak ma zakończyć pracę za półtora miesiąca, jest sprawą dla której warto ryzykować polityczną reputację i narażać się na ciosy PiS ogłaszającego w mediach, że oto PO chce ukryć prawdę za parawanem sejmowej awantury? Postawa PiS w całej sprawie też jest zastanawiająca, bo pojawia się pytanie czy nie lepiej poświęcić na razie Kempę i Wassermanna i jak najszybciej w świetle kamer przesłuchać Chlebowskiego, Schetynę, a może nawet Tuska – ale to temat na zupełnie inną refleksję. Na razie ważniejsze wydaje się pytanie o co tak naprawdę chodzi PO.
Możliwe są trzy scenariusze: po pierwsze politycy PO zdają sobie sprawę, że więcej stracą pozwalając komisji działać, niż siłowo blokując jej prace. Przy takim założeniu zachowanie Schetyny jest grą „na Tuska". Szef klubu PO gra rolę „złego policjanta", który działa na przekór premierowi i podczas gdy ten drugi chce dążyć do prawdy Schetyna woli kluczyć, bo może sam jest w jakiejś mierze uwikłany w aferę. To scenariusz, który można nazwać „prezydenckim” – chodzi o to, by premier wyszedł z całej sprawy bez szwanku i – nawet kosztem kilku procent poparcia dla PO – sam zachował zaufanie wyborców i w cuglach wygrał wyścig do pałacu prezydenckiego.
Drugi możliwy scenariusz zakłada rozpoczęcie wspomnianej wcześniej „walki buldogów pod dywanem". Upokorzony przez Tuska Schetyna postanowił odegrać się na premierze i zawalczyć o osłabienie zaufania opinii publicznej do Donalda Tuska, a w efekcie o osłabienie jego pozycji w partii. Wiadomo, że dla większości wyborców PO to Tusk, a Tusk to PO, więc jeżeli PO blokuje prace komisji, to znaczy, że blokuje ją Tusk. Nie jest to wbrew pozorom zupełnie nierealistyczny scenariusz – Schetyna może obawiać się, że Tusk szykuje mu los Piskorskiego czy Rokity w związku z czym zamierza kontratakować póki jeszcze jest mocny. A o tym, że jest mocny świadczy fakt, iż Tusk wprawdzie odwołał go z MSWiA, ale jednocześnie musiał mu powierzyć kierowanie klubem parlamentarnym PO. Gdyby Tusk czuł, że ma całkowitą przewagę nad Schetyną upokorzyłby go całkowicie – np. powierzając kierowanie parlamentarną komisją spraw wewnętrznych i administracji. Ale Tusk wie, że za Schetyną stoją kadry i że na razie konfrontacja z nim oznacza niemal pewny rozłam w PO. Możliwe więc, że premier zagrał na przeczekanie, a Schetyna postanowił nie czekać na dalszy rozwój wypadków. Na taki scenariusz wskazywałoby to, że w walkę nagle włączyli się Gowin i Palikot, którzy otwarcie kwestionują decyzję Schetyny o blokowaniu powrotu posłów PiS do komisji. Wiadomo, że Gowin jest postrzegany jako lider konserwatystów w partii, a Palikot jest najbardziej wyrazistym przedstawicielem nurtu lewicowego w PO. Jeśli obaj stają do walki oznacza to, że w PO zaczyna się walka o wpływy.
Trzeci scenariusz to scenariusz, który można nazwać „PR-owskim". Być może PO w całej sprawie postanowiła zastosować doskonale sprawdzającą się dotychczas strategię ukazywania PiS jako politycznych awanturników. Z jednej strony mamy bowiem posłów PO powołujących się na szacunek do prawa i opinie ekspertów z Biura Analiz Sejmowych, zgodnie z którymi Kempa i Wassermann formalnie nie mogą powrócić do komisji – a z drugiej wściekłe ataki PiS, które parafrazując jeden z politycznych bon-motów ostatnich lat, krzyczy: „Wassermann albo śmierć". Przy takim założeniu gra toczy się o narzucenie opinii publicznej swojej narracji. Jeśli tak – jest to jednak gra dość ryzykowna, w dodatku sabotowana przez wspomnianych wcześniej Gowina i Palikota. PO może wprawdzie znów na tym wygrać, ale może również dużo przegrać.
Niezależnie od tego, który ze scenariuszy jest prawdziwy pewne jest to, że PO przeżywa obecnie najpoważniejsze kłopoty od momentu przejęcia władzy w 2007 roku. W dodatku wszystko to dzieje się w najgorszym z możliwych momentów – w roku wyborów prezydenckich i samorządowych, które miały przypieczętować hegemonię Platformy na polskiej scenie politycznej. Wprawdzie pozycja PO i Tuska jest wciąż mocna, ale jeśli partia nie zakończy przekonująco kwestii sporu o komisję śledczą – to siłą rzeczy uczyni z niej główny temat kampanii prezydenckiej, co sprawi, że Platforma od początku kampanii znajdzie się w defensywie. A atak to coś, co Jarosław Kaczyński i jego partia ma opracowane do perfekcji.