Czas kameleonów

Dodano:
Już nie tylko małżonków, ale i formacje polityczne w Polsce zmienia się częściej niż szczoteczki do zębów (z badań wynika, że tych ostatnich część populacji nie wymienia w ogóle). Jeśli informacje, że Wojciech Mojzesowicz zostaje wiceszefem kampanii Donalda Tuska to nie tylko straszak na PSL, a prawda, to będziemy mieli z największym politycznym wędrownikiem w polskiej historii najnowszej. Mojzesowicz obskoczył już PSL, Samoobronę i PiS. Prawdopodobne więc się staje, że kampania Tuska będzie oparta na dwóch politykach związanych z ruchem liberalnym, KLD i PO od zawsze – Włodzimierzu Cimoszewiczu i Wojciechu Mojzesowiczu.
Politycznie ruch bardzo mądry. Tusk niczym Żukow i Rokossowski w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej powtarza swój manewr potężnego uderzenia skrzydłami z lewej i prawej mającymi zmieść rywali. Nieźle to wyszło podczas wyborów do europarlamentu kiedy Danuta Huebner odebrała głosy lewicowemu centrum, a Marian Krzaklewski miał, choć mu się nie udało, odbić prawicy bogobojne Podkarpackie. Tym razem Mojzesowicz ma osłabić kochanego koalicjanta, a Cimoszewicz lewicę.

Politycznie ruch bardzo mądry, ale świadczący o tym, że można się poważnie zastanowić czy wybory mają jeszcze w ogóle jakiś sens. Politycy wędrują sobie między partiami i nie ma to nic wspólnego z jakąkolwiek ewolucją ich lub tych partii światopoglądu. Jest chyba też świadectwem tego, jak mało się różnią te partie.

Wielu wielkich w przeszłości zmieniało formacje. Piłsudski wysiadał z socjalistycznego pociągu na przystanku niepodległość. Ronald Reagan i wielu jego późniejszych przybocznych żegnało się z Demokratami na stacji antykomunizm, Bernard Kouchner obecny szef francuskiej dyplomacji u prawicowca Sarkozy'ego rzucał radykalną lewicę ze względu na to, że był na nią zbyt uczciwy – widział, że w Wietnamie nie tylko Amerykanie mordują.

Dziś w Polsce decyduje tylko miejsce na liście, czysta krótkoterminowa kalkulacja polityczna, i przede wszystkim to, że – wbrew badaniom i powszechnej opinii – Polacy są chyba wyjątkowo ufnym narodem. Potrafią zaufać facetowi, który z dnia na dzień z socjalisty staje się liberałem (Miller), z katolickiego moralizatora libertynem i skandalistą (Palikot), z przeciwnika wojny w Iraku w jej fana (Kurski), albo z konserwatysty centrolewicowcem (Olechowski) i nawet z tego się nie wytłumaczy. Dzięki temu przyzwoleniu politycy zaczynają krążyć po polskich partiach jak – z całym szacunkiem dla tych ostatnich - zawodowi kelnerzy po warszawskich knajpach. Albo jak wirusy po sieci.

 

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...