Clooney na zasiłku
Mężczyzna przekonuje więc swojego przełożonego, by ten pozwolił mu udowodnić, że zwalniać można tylko in persona. Wraz z Natalie wyrusza w jeszcze jedno tournée wypowiedzeń i dymisji. W Chmurach oparty jest na powieści Waltera Kirna pod tym samym tytułem. Podczas gdy tematem książki pozostaje wątpliwy moralnie sposób na życie Binghama, film koncentruje się raczej na uczuciowej pustce bohatera. W ekranizacji dodano też kilka wątków, w tym postać graną przez Annę Kendrick. Całość raczej pogłębiono o nowe motywy, także dotychczasowi czytelnicy nie powinni narzekać. Twórcy świadomie bawią się konwencjami.
Tradycyjnie protagonista-przewodnik to stary wyga, który bez problemu radzi sobie w otaczającym go świecie. Pewnego dnia popada jednak w tarapaty, a największym zagrożeniem zdaje się być ambitny żółtodziób. Antagonista chce oczywiście awansów i zaszczytów - najlepiej na skróty. Los połączy te dwie postaci. Pokonają przeciwności losu zawiązując sojusz i ucząc się od siebie nawzajem. Wypisz, wymaluj - przygody Richarda i Natalie. W ten nurt znakomicie wpisuje się niedocenione W Doborowym Towarzystwie (In Good Company) Paula i Chrisa Weitzów z doskonałym Dennisem Quaidem. Tam jednak temat potraktowano poważnie. Tymczasem, we W Chmurach tylko Natialie zbiera doświadczenie. Wyzwanie Binghama, zaś, sprowadza się do.. robienia tego, co inni ludzie. Nie musi ratować swojego małżeństwa, układać życia dorosłej córce, ani walczyć o byt finansowy rodziny. Nie zmaga się też z kryzysem wieku średniego, ani recesją gospodarczą. Jest przystojny, zabezpieczony finansowo i umie rozmawiać z ludźmi tak, by robili właśnie to, czego on chce. Problem jednak w tym, że on sam zdaje się nie wiedzieć czego chce i największe trudności sprawia mu to, co najprostsze - poprosić partnerkę do tańca, powiedzieć coś miłego siostrze, nawiązać relację, czy zbudować związek. Wreszcie - dojrzeć emocjonalnie. Bo Richard Bingham to wielki egocentryk. Żyje dla siebie i tylko dla siebie.
Przed problemami innych ucieka z ziemi samolotem. Wysoko w chmurach, każdy jest sobie obcy. Nie trzeba z nikim rozmawiać, nawiązywać przyjaźni, czy szukać miłości. Wszystkie dialogi i relacje, które zawiązują się na pokładzie, nawet jeśli sympatyczne - są sztuczne. Tak jak sztuczny jest sam Richard. W filmie Reitmana nie znalazłem bowiem ani jednej sceny, która tłumaczyłaby postępowanie głównego bohatera. Dlaczego jest taki nieludzki? Nie widzimy go chorego, ani u psychologa. Nie poznajemy jego przyszłości, nie ma żadnego powodu by podejrzewać, że ktoś go kiedyś zranił. Prezentowany przez niego cynizm z niczego nie wynika i tak naprawdę do niczego nie prowadzi. Bingham, to w gruncie rzeczy postać tak samo papierowa, jak wożone przez niego po świecie kartonowe zdjęcie siostry. Szczególnie interesujący wydaje się tu być opis kondycji, w jakiej znalazło się nasze społeczeństwo. Bingham boi się życia i idących z nim w parze wyborów. Nie chce narażać się na rozczarowania, panikuje na samą myśl, że mógłby wziąć los we własne ręce.
Czuje za to ulgę, gdy to przełożony decyduje - gdzie; linia lotnicza - o której; a firma cateringowa – co. Ludzie, których spotyka są do niego podobni. Beznamiętni, bezwolni, pogrążeni w bojaźni i trwodze, że ktoś karze im podejmować decyzje. Jest w tym filmie ciekawa scena, gdy para umawia się na kolejne spotkanie. Richard i Alex siadają naprzeciw siebie i w otwartych laptopach przeszukują swoje kalendarze. Ich spojrzenia przez cały czas utkwione są w ekranie. Czy właśnie tak wygląda scena lustrzana dwudziestego pierwszego wieku? W Chmurach, nie jest łatwe w odbiorze. Twórcy nakręcili film, który opowiada o sprawach ważnych dla milionów ludzi na całym świecie, a jednocześnie nie budzi w nich żadnych emocji. Brak zaangażowania widzów jest po części skutkiem takich, a nie innych cech protagonisty. Bingham to w zasadzie antybohater. Publiczność gotowa jest obdarzyć go sympatią, byleby tylko powalczył ze swoimi wadami, postarał się o wewnętrzną przemianę. Ale nic takiego nie następuje. Być może autorom chodziło o to, byśmy poczuli się jak Bingham. Niezdolni do empatii i zwykłej, ludzkiej solidarności. To ciekawy i w gruncie rzeczy przewrotny pomysł. Podobnie jak ten, żeby właśnie w filmie udowadniać niemożność wyrażenia uczuć za pomocą przekazu audio-wideo. I znów pada pytanie o autentyczność. Wszak już w poprzednim filmie Reitmana, skądinąd doskonałym Juno, pojawiło się wiele podobnych zgrzytów. Niezależnie od tego, czy jesteś niewolnikiem etatu w państwowym urzędzie, czy też nie wyobrażasz sobie kariery innej, niż wolnego strzelca, warto wybrać się na W Chmurach. Jeśli nie po to, by zgodzić się ze stawianą tu diagnozą naszego społeczeństwa, to chociaż dla przystojnego Georga Clooneya, świeżej filmowej narracji oraz błyskotliwych dialogów.