W piątek premier przedstawi plan rozwoju i konsolidacji finansów publicznych
Ogłosił jednocześnie, że nie wystartuje w wyborach prezydenckich, bo - jak przekonywał - roszady w rządzie nie służyłyby m.in. stabilności polskiej gospodarki.
"Nie pozwolimy, żeby euforia wydatków, radosna twórczość w wymyślaniu nowych pozycji budżetowych po stronie wydatków, powróciła. Wszystkim będzie dużo trudniej. Chodzi o to, żeby ministrom i resortom było trudniej, żeby obywatelom, podatnikom i naszym dzieciom w przyszłości, jak będą dorosłe, było łatwiej" - zapowiadał w tym tygodniu minister Rostowski.
Program przewiduje ograniczenia wzrostu wydatków poprzez wprowadzenie od 2011 r. tzw. reguły wydatkowej. W pierwszym okresie, bardziej restrykcyjnym, który będzie trwał cztery lata, wzrost wydatków będzie oszczędny. Pierwsza część, bardziej restrykcyjna, będzie trwać do momentu, kiedy osiągniemy relację deficytu sektora finansów publicznych do PKB na poziomie 3 proc. lub poniżej - poinformował Rostowski we wtorek w radiowej "Trójce".
Media spekulowały, że Tusk poinformuje w piątek, kiedy rząd zamierza wprowadzić Polskę do strefy euro. Rostowski zapewnił jednak, że data ta nie zostanie teraz ustalona. "Mamy wystarczająco innych spraw do uporządkowania (...) jak raz je uporządkujemy, będziemy mogli w odpowiedzialny sposób zastanowić się i skonstruować realny, efektywny plan przystąpienia do strefy euro w ciągu dwóch trzech lat" - powiedział szef resortu finansów w radiowej Trójce. Przypomniał jednocześnie słowa Tuska o tym, że rok 2015 jest "realną" datą przyjęcia wspólnej waluty.
Marek Zuber, ekonomista z Dexus Partners uważa, że 2010 r. powinien być ostatnim bez reformy finansów publicznych. "Spodziewam się, że premier jutro tę poważną reformę finansów publicznych zapowie. Poważna reforma to przede wszystkim rozpoczęcie porządkowania po stronie wydatków. Mam nadzieję, że premier zapowie dalsze kroki nie tylko, jeśli chodzi o emerytury mundurowe, ale także w kwestii ograniczenia wydatków" - powiedział w czwartek Zuber.
Według niego reforma powinna się składać z dwóch części. Pierwsza polegałaby np. na zmianach w ustawach podatkowych, czy ustawie o partnerstwie publiczno-prywatnym, a druga - znacznie trudniejsza - na ograniczeniu wydatków. Zdaniem Zubera uderzy to w konkretne grupy społeczne, co przed wyborami jest bardzo niebezpieczne.
"Nie oczekuję, że premier powie, że żołnierze będą musieli służyć o 10 lat dłużej, a policjanci o 15 lat. Wystarczy, że powie, iż celem rządu na 2011 r. jest ograniczenie wzrostu wydatków o tyle, deficyt budżetowy ma wynieść tyle, a najlepiej żeby powiedział, że w ciągu trzech, czy czterech lat mamy dojść do takiego, a nie innego poziomu zadłużenia" - podkreślił Zuber.
Ekonomista ostrzegł, że jeżeli rząd od 2011 r. nie zacznie porządkowania finansów publicznych, to grozi nam "ścieżka węgierska" - w perspektywie kilku lat Polska może mieć problem z obsługą zadłużenia. "W 2010 r. jeszcze może być źle, jeśli chodzi o wzrost deficytu, ale w 2011 musimy już zobaczyć kroki w celu jego ograniczenia" - powiedział.
Politycy PO zaprzeczają, jakoby plan konsolidacji finansów był elementem "ucieczki do przodu" Tuska w związku z tzw. aferą hazardową. "Jak się chce psa uderzyć, to kij się zawsze znajdzie. Z jednej strony krytykuje się rząd, że nie przedstawia planów reform, a jak je przedstawia, to i tak znajduje się powody, żeby rząd krytykować. Finansom publicznym potrzebna jest reforma, trzeba ją - w miarę możliwości - przeprowadzić jak najszybciej" - mówił PAP szef sejmowej komisji finansów publicznych Paweł Arndt (PO).
"Każde działanie rządu w kontekście afery hazardowej może być oczywiście określane jako ucieczka do przodu. Opozycja jest od tego, żeby wygłaszać takie tezy, a rząd od tego, żeby konsekwentnie działać" - podkreśla politolog Kazimierz Kik.
Według niego plan reformy finansów jest początkiem ofensywy wyborczej rządu. "To działanie ma oczywiście wyznaczniki PR-owskie i kontekst wyborczy. Ale trzeba przyznać, że rząd sprawdził się częściowo w reformie finansów publicznych, mówię tu o ograniczeniach w przechodzeniu na wcześniejszą emeryturę. Nie deprecjonowałbym całkowicie zapowiedzi premiera, powiedziałbym raczej, że jest w tych działaniach rządu pewna konsekwencja".PAP, dar