As w ręku Tuska

Dodano:
Premier to patriota, który myśli o Polsce i rezygnuje z własnych ambicji – zachwycają się zwolennicy PO. Premier się przestraszył komisji hazardowej i przesłuchania „Mira” – tryumfuje PiS. Tymczasem prawda jak zwykle… leży gdzie indziej.
Decyzja premiera nie jest dla mnie zaskoczeniem ponieważ na tych łamach całkiem niedawno pisałem o tym, że niemal wszystko powinno skłaniać Tuska do rezygnacji ze startu w wyborach (komentarz na ten temat: http://www.wprost.pl/ar/184938/Tusk-w-pulapce/ ). Przypomnijmy pokrótce argumenty przeciw kandydowaniu Tuska: to premier, a nie prezydent ma w Polsce realną władzę; Tusk ma problemy wewnątrz PO, którą po odejściu Tuska do pałacu prezydenckiego mógłby w całości przejąć Schetyna; poza tym ewentualna porażka z Kaczyńskim mogłaby złamać polityczną karierę Tuska. Jedyne co mogło powstrzymać Tuska przed wycofaniem się z wyborów to fakt, że bez premiera w grze, szanse Lecha Kaczyńskiego na prezydenturę gwałtownie rosną. Niewykluczone jednak, że premier za chwilę wyciągnie politycznego asa z rękawa.

Tym asem jest oczywiście Włodzimierz Cimoszewicz – jedyny, oprócz Tuska i może jeszcze Jerzego Buzka, kandydat, który wygrałby z Lechem Kaczyńskim nawet gdyby ani razu nie wypowiedział się w czasie kampanii wyborczej. Cimoszewicz jest w ogóle fenomenem – premier, który pozwolił sobie na stwierdzenie pod adresem powodzian „powinni byli się ubezpieczyć" powinien od dawna być na politycznej emeryturze. Tymczasem Cimoszewicz nie tylko na żadną emeryturę się nie wybiera, ale jest na dobrej drodze, by znów znaleźć się na politycznym topie.

Cimoszewicz byłby najlepszym rozwiązaniem dla Tuska z trzech powodów. Pierwszy nazywa się Bronisław Komorowski. Ten kandydat nie dość że mógłby z Kaczyńskim przegrać (i pewnie by przegrał) to jeszcze na dodatek gdyby udało mu się wygrać, wzmocniłoby to znacznie pozycję Janusza Palikota w PO, a Tusk musi widzieć, że jeszcze silniejszy Palikot będzie dla niego groźny.

Drugi powód to Radosław Sikorski. Ten z pewnością pokonałby Lecha Kaczyńskiego, ale mógłby być kłopotliwy. Sikorski to polityczny samotnik z wielkim ego – powierzanie komuś takiemu funkcji prezydenta to dla Tuska „zamiana siekierki na kijek". Niewykluczone, że minister Sikorski gdyby zmienił się w prezydenta Sikorskiego zacząłby rywalizować z Tuskiem o to kogo Polacy kochają bardziej – a ich współpraca wyglądałaby jak szorstka przyjaźń Aleksandra Kaczyńskiego i Leszka Millera.

Powód trzeci – wystawienie Cimoszewicza eliminuje z gry za jednym zamachem Jerzego Szmajdzińskiego, Andrzeja Olechowskiego, Tomasza Nałęcza i prawdopodobnie Adama Gierka. Cimoszewicz natychmiast przejmie całe ich elektoraty – co jest ważne zwłaszcza w przypadku Andrzeja Olechowskiego, którego PO – jak zapewniał mnie jeden z ważnych polityków Platformy – boi się bardziej niż Kaczyńskiego. Taki scenariusz mógłby oznaczać również, że Jerzy Szmajdziński z wynikiem rzędu 2-3 procent skompromitowałby SLD na tyle, że partia ta mogłaby wypaść z parlamentarnej gry.

Z Cimoszewiczem jest tylko jeden problem – konserwatyści w PO będą, delikatnie mówiąc, przeciwni jego kandydaturze. Być może start Cimoszewicza pod sztandarami PO oznaczałby konieczność pożegnania się z Gowinem, Rasiem, Biernackim, których na pewno z otwartymi rękoma przyjąłby Ludwik Dorn. To z kolei mogłoby kosztować PO ładnych kilka procent w wyborach. I chyba tylko dlatego Tusk nie ogłosił jeszcze, że w wyborach PO wspierać będzie Włodzimierza Cimoszewicza.



Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...