Kij na Łukaszenkę

Dodano:
Między Warszawą, a Mińskiem powiało chłodem. Na wizytę ministra spraw zagranicznych Białorusi, Siarhieja Martynaua położyła się cieniem awantura wokół Domu Polskiego w Iwieńcu. Białoruskie władze rzuciły rękawice i Polska, chcąc nie chcąc, musi ją podnieść.
Trudno zrozumieć, po co Łukaszence ten skandal. W Mińsku doskonale wiedzą, że nasza opinia publiczna jest wrażliwa na traktowanie polskiej mniejszości, więc tego typu wrogie działania są policzkiem dla zwolenników polityki
marchewki wobec reżimu.

Represje wobec nieuznawanego przez władze Związku Polaków to zresztą nie jedyne "grzechy" Łukaszenki ostatnich miesięcy. Obietnica liberalizacji prawa z okazji kwietniowych wyborów lokalnych zamieniła się w farsę - do komisji wyborczych weszło ok. 20 przedstawicieli opozycji na 12 tys. miejsc. Drwina z unijnych wymagań demokratyzacji jest tym bardziej bolesna, że gest wobec Europy nie kosztowałyby wiele: lokalne rady nie dysponują przecież żadną realną władzą.

Oficjalny Mińsk prezentuje postawę roszczeniową: białoruscy politycy zagrozili rezygnacją z  Partnerstwa Wschodniego, jeśli w skład Zgromadzenia Parlamentarnego "Euro-nest" nie wejdą na równych prawach z innymi
zaproszonymi państwami deputowani Izby Reprezentantów. Tymczasem Bruksela, która nie zaakceptowała przecież białoruskich wyborów parlamentarnych z 2008 r., zaproponowała zasadę "5 +5" (połowa przedstawicieli władzy, połowa opozycji i pozarządowych organizacji). Jest to racjonalny kompromis, ale władze w Mińsku grają va banque.

Prezydent Łukaszenka sonduje, na ile może sobie pozwolić w stosunkach z UE i dlatego świadomie napina strunę.

Jest to właściwy moment, aby UE pokazała stanowczość, nawet jeśli niesie to za sobą ryzyko wystąpienia Białorusi z PW. Do czego moim zdaniem i tak nie dojdzie - rezygnacja z projektu nie opłaca się bowiem ani Mińskowi, ani
Brukseli. Białoruś jest - paradoksalnie - kluczowym elementem Programu. Szczególnie teraz, gdy prozachodni kurs Ukrainy stoi pod znakiem zapytania. Należy jednak przypomnieć Łukaszence o warunkach odwilży.

Można oczywiście dyskutować, czy warunki postawione przez polski MSZ są wystarczająco twarde (jeśli doniesienia o nieoficjalnym liście do Łukaszenki są prawdziwe, znalazło się w nim i tak bardzo dużo marchewki, m. in.
obietnica poparcia kolejnego kredytu z Międzynarodowego Funduszu walutowego). Ważne, aby UE pozostała konsekwentna w żądaniach poszerzenia swobód obywatelskich na Białorusi (w tym polskiej mniejszości). Przyjazne
stosunki ze Wspólnotą nie są bowiem przywilejem, a jedynie nagrodą dla polityka, którego jeszcze niedawno nazywano "ostatnim dyktatorem Europy".


Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...