Za wcześnie mówić o sukcesie ofensywy afgańskiej
Dodano:
Testem dla nowej strategii NATO w Afganistanie nie będzie militarny sukces ofensywy w okręgu Mardżeh, lecz to, co stanie się tam po wycofaniu natowskich sił ISAF, a to z kolei będzie zależało od programów cywilnych - pisze "Guardian".
"Cywilny program dla Mardżeh byłby ambitny nawet na czas pokoju. Jest tym śmielszy w sytuacji, gdy wokół toczy się intensywna wojna partyzancka" - zaznacza gazeta. I dodaje: "Jeśli operacja +Mosztarak+ (kryptonim operacji mającej na celu wyparcie talibów z Mardżeh - PAP) ma być równie ważna dla nowej strategii afgańskiej, jak zajęcie Faludży dla kampanii w Iraku, to jej celem nie jest zabicie partyzantów, lecz stworzenie warunków uniemożliwiających im powrót", pisze " Guardian".
Dziennik przypomina, że cywilny program dla regionu Mardżeh przewiduje pomoc dla lokalnej ludności za pośrednictwem amerykańskiej agencji międzynarodowego rozwoju (USAID); chodzi o uruchomienie potencjału produkcyjnego poprzez stworzenie sieci kanałów i zwerbowanie lokalnych sił policyjnych w sile jednego tysiąca ludzi w celu niedopuszczenia do powrotu talibów.
Urzeczywistnienie tych zamiarów wykazałoby, iż NATO i siły afgańskie są zdolne do współdziałania, zajęty teren jest zabezpieczony, a program odbudowy lokalnej gospodarki przynosi szybkie i wymierne efekty. Skłoniłoby to lokalną ludność do odcięcia się od talibów - wyjaśnia gazeta.
Zdaniem "Guardiana", w odróżnieniu od sił USA i ISAF, które w stosunkowo szybkim czasie muszą wykazać, że ich działania odnoszą sukces i że lokalna ludność cywilna jest po ich stronie, czynnik czasu działa na korzyść talibów.
W przeszłości wycofywali się oni pod naporem druzgocącej przewagi, lecz wracali, gdy wyczuwali, że wojskowa kontrola nad zajętym terenem stała się mniej szczelna. Działo się tak np. kilka razy w rejonie Musa Kala w prowincji Helmand - wyjaśnia gazeta.
Za wadę obecnej afgańskiej strategii Zachodu, "Guardian" uznaje "wbudowaną w nią zależność od afgańskiej administracji i afgańskich sił bezpieczeństwa", o których ma niskie wyobrażenie, wskazując, iż rząd Hamida Karzaja w Kabulu upadłby, gdyby nie wsparcie Waszyngtonu.
Według dziennika " The Independent" operacja "Mosztarak" ma kilku adresatów. Jednym z nich są Afgańczycy w prowincji Helmand i poza nią: "Operacja ma im uzmysłowić, iż NATO potrafi nie tylko zajmować teren, ale utrzymać go i przekazać samym Afgańczykom, by administrowali nim i odpowiadali za jego bezpieczeństwo".
"Independent" sądzi, iż nowa strategia wyłuskiwania tzw. umiarkowanych talibów i ich integracji ze społeczeństwem da się logicznie pogodzić z dużą ofensywą przeciwko nim, ale "na szczeblu lokalnym może to nie być takie oczywiste". Tymczasem - wskazuje - "sukces operacji +Mosztarak+ będzie rozstrzygnięty na tym właśnie szczeblu".
"Jest wiele elementów - od silniejszego niż zakładany oporu talibów po dużą liczbę ofiar wśród ludności cywilnej, które mogą nie być po myśli dowództwa odpowiedzialnego za operację +Mosztarak+. O jej wyniku będzie można mówić za kilka tygodni. Doniesienia o sukcesie którejś ze stron należy traktować z najwyższą ostrożnością" - przestrzega "Independent".
Dziennik przypomina, że cywilny program dla regionu Mardżeh przewiduje pomoc dla lokalnej ludności za pośrednictwem amerykańskiej agencji międzynarodowego rozwoju (USAID); chodzi o uruchomienie potencjału produkcyjnego poprzez stworzenie sieci kanałów i zwerbowanie lokalnych sił policyjnych w sile jednego tysiąca ludzi w celu niedopuszczenia do powrotu talibów.
Urzeczywistnienie tych zamiarów wykazałoby, iż NATO i siły afgańskie są zdolne do współdziałania, zajęty teren jest zabezpieczony, a program odbudowy lokalnej gospodarki przynosi szybkie i wymierne efekty. Skłoniłoby to lokalną ludność do odcięcia się od talibów - wyjaśnia gazeta.
Zdaniem "Guardiana", w odróżnieniu od sił USA i ISAF, które w stosunkowo szybkim czasie muszą wykazać, że ich działania odnoszą sukces i że lokalna ludność cywilna jest po ich stronie, czynnik czasu działa na korzyść talibów.
W przeszłości wycofywali się oni pod naporem druzgocącej przewagi, lecz wracali, gdy wyczuwali, że wojskowa kontrola nad zajętym terenem stała się mniej szczelna. Działo się tak np. kilka razy w rejonie Musa Kala w prowincji Helmand - wyjaśnia gazeta.
Za wadę obecnej afgańskiej strategii Zachodu, "Guardian" uznaje "wbudowaną w nią zależność od afgańskiej administracji i afgańskich sił bezpieczeństwa", o których ma niskie wyobrażenie, wskazując, iż rząd Hamida Karzaja w Kabulu upadłby, gdyby nie wsparcie Waszyngtonu.
Według dziennika " The Independent" operacja "Mosztarak" ma kilku adresatów. Jednym z nich są Afgańczycy w prowincji Helmand i poza nią: "Operacja ma im uzmysłowić, iż NATO potrafi nie tylko zajmować teren, ale utrzymać go i przekazać samym Afgańczykom, by administrowali nim i odpowiadali za jego bezpieczeństwo".
"Independent" sądzi, iż nowa strategia wyłuskiwania tzw. umiarkowanych talibów i ich integracji ze społeczeństwem da się logicznie pogodzić z dużą ofensywą przeciwko nim, ale "na szczeblu lokalnym może to nie być takie oczywiste". Tymczasem - wskazuje - "sukces operacji +Mosztarak+ będzie rozstrzygnięty na tym właśnie szczeblu".
"Jest wiele elementów - od silniejszego niż zakładany oporu talibów po dużą liczbę ofiar wśród ludności cywilnej, które mogą nie być po myśli dowództwa odpowiedzialnego za operację +Mosztarak+. O jej wyniku będzie można mówić za kilka tygodni. Doniesienia o sukcesie którejś ze stron należy traktować z najwyższą ostrożnością" - przestrzega "Independent".
PAP, im