"Tusk chce zbudować system anglosaski"

Dodano:
Fot. M. Stelmach/Wprost
Donald Tusk zaprezentował w ubiegłym tygodniu projekt zmian konstytucji przygotowany przez Platformę Obywatelską. – Donald Tusk chce wprowadzić w Polsce system, w którym zwycięzca bierze wszystko – ocenia projekt prof. Wawrzyniec Konarski, politolog z SWPS i UW. – Obecny system się nie sprawdził, system kanclerski będzie lepszy – dodaje dr Jarosław Flis z UJ.
Najważniejsze postulaty Platformy Obywatelskiej to osłabienie prezydenckiego weta, które po zmianie konstytucji można by odrzucać bezwzględną większością głosów (dziś potrzeba do tego głosów 3/5 posłów), zmniejszenie liczby parlamentarzystów do 300 oraz likwidacja immunitetu poselskiego przyznawanego z urzędu (według PO immunitet, w określonych przypadkach, mógłby nadawać posłom parlament). PO wycofała się natomiast z propozycji, by zrezygnować z wybierania prezydenta w wyborach powszechnych na rzecz wyboru głowy państwa przez Zgromadzenie Narodowe.

- Każda oferta zmiany systemu politycznego wysuwana przez polityków ma na celu głównie preferowanie własnego ugrupowania – podkreśla prof. Konarski. Dodaje jednak, że proponowany przez PO projekt służy nie tylko interesom Platformy – korzystny miałby być również… dla PiS. - PiS uzyska gwarancję pozostania w grze jako jedna z dwóch największych sił politycznych – zauważa Konarski. O ile dwie duże partie na tych zmianach skorzystają, o tyle dla PSL i SLD nowela konstytucji w takim kształcie byłaby, zdaniem dr Flisa, zabójcza. – PO nawet „nie zauważy" odchudzenia parlamentu o 160 posłów. Ale np. dla PSL-u oznaczało to będzie sytuację w której do Sejmu dostaną się tylko Stanisław Żelichowski i Janusz Piechociński. Z kolei SLD straci np. Izabelę Jarugę-Nowacką. Myślę, że żadna z tych partii nie zgodzi się na odchudzenie parlamentu – konkluduje dr Flis.

Zmniejszenie liczby parlamentarzystów podoba się natomiast prof. Markowi Chmajowi, konstytucjonaliście z Wyższej Szkoły Handlu i Prawa w Warszawie. – Liczba 300 posłów jest tak samo dobra jak każda inna, mniejsza niż 460 – podkreśla prof. Chmaj. Dlaczego akurat 300? – A dlaczego nie? – pyta ze śmiechem profesor i przypomina, że np. w II RP Sejm liczył najpierw 444 posłów, potem 205, a np. za czasów I Rzeczpospolitej – zaledwie 160. – To liczba umowna, pozbawiona jakiejś dłuższej tradycji – podkreśla prof. Chmaj.

Osłabienie prezydenckiego weta podoba się zarówno prof. Chmajowi, jak i dr. Flisowi. Ten pierwszy uważa jednak, że przy takim osłabieniu prezydenta nie ma sensu utrzymywanie bezpośrednich wyborów głowy państwa. – Wybory powszechne powinien zastąpić wybór przez Zgromadzenie Narodowe. To wariant znacznie tańszy i bardziej odpowiadający formule słabej prezydentury – ocenia konstytucjonalista. Z kolei dr Flis jest zdania, że PO jeszcze nie dojrzała do takiej rewolucyjnej zmiany. – Moim zdaniem z bezpośrednich wyborów prezydenckich udałoby się zrezygnować, gdyby w ich miejsce – wzorem Niemiec czy Nowej Zelandii – wprowadzić bezpośrednie wybory szefa rządu – uważa politolog.

A co ze zniesieniem immunitetu? Opozycja obawia się, że immunitet przyznawany przez większość parlamentarną, będzie immunitetem… zarezerwowanym dla tej większości. – Myślę, że te obawy są trochę na wyrost – twierdzi prof. Chmaj. – Myślę, że parlament byłby na tyle „dojrzały", że nie prowadziłby gier politycznych za pomocą immunitetu – twierdzi konstytucjonalista. Nieco innego zdania jest prof. Konarski. - Całkowita likwidacja immunitetu będzie zaprzeczeniem 200-letnich osiągnięć demokracji liberalnej w tym zakresie. Immunitet jest niezbędny politykowi do wykonywania funkcji publicznych. Przepisy należy tak doprecyzować, aby wyłącznie do takiej roli go ograniczyć – tłumaczy politolog.

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...