Szkoły zawodowe uczą... jak być bezrobotnym
Najwyższa Izba Kontroli zaleciła w raporcie pokontrolnym wyznaczenie organów, które na szczeblu lokalnym i regionalnym, z wyprzedzeniem czteroletnim, pomagałyby dostosować ofertę szkół zawodowych do potrzeb rynku pracy. Jak zapewnił wiceminister edukacji Zbigniew Włodkowski na posiedzeniu sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży, gdzie omawiany był raport NIK, resort zgadza się, że tacy koordynatorzy są w regionach potrzebni. - Wydaje nam się, że dobrym koordynatorem mógłby być marszałek województwa, a faktycznym wykonawcą zadania wojewódzki urząd pracy - zaznaczył.
Wiceminister przypomniał, że od lat rynek pracy i oferta szkół są monitorowane w województwie wielkopolskim. - To się tam sprawdza, marszałek wielkopolski analizuje sytuację na tamtejszym rynku pracy i daje wyraźne wskazówki, jakie szkoły i jakie kierunki kształcenia są tam potrzebne oraz prognozuje zapotrzebowanie z wyprzedzeniem - mówił Włodkowski. Zdaniem wiceministra, za wprowadzeniem rozwiązania zalecanego przez NIK przemawia także przykład wyższych szkół zawodowych, których absolwenci nie mają problemów ze znalezieniem pracy. Zauważył, że miejsca powstania tych szkoły oraz kierunki, które są tam nauczane, były starannie wybierane, poprzedziły je badania dotyczące potrzeb lokalnych rynków pracy.
NIK objęła kontrolą 39 publicznych placówek kształcenia ustawicznego i praktycznego prowadzonych przez powiaty oraz jedną prowadzoną przez Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Kontrola objęła kształcenie w dwóch latach szkolnych: 2007-2008 i 2008-2009. W placówkach stwierdzono wiele uchybień, tylko pięć z nich otrzymało ocenę pozytywną bez żadnych zastrzeżeń. Przedstawiając raport NIK wiceprezes Izby Józef Górny podkreślił, że z kontroli wynika, iż "oferta szkół zawodowych dla dorosłych jest zupełnie niedostosowana do rynku pracy".
W raporcie napisano, że w roku szkolnym 2007-2008 w szkołach dla dorosłych, funkcjonujących w centrach kształcenia ustawicznego dominowały w kształceniu zawody, w których w 2007 r. notowano najwięcej bezrobotnych absolwentów (do 12 miesięcy od zakończenia szkoły). W grupie 20 zawodów o największej liczbie bezrobotnych były m.in. takie profesje jak: asystent ekonomiczny, kucharz małej gastronomii, technik handlowiec, organizator usług hotelarskich, pracownik administracyjny. W odpowiadających tych zawodom specjalnościach kształciło się wówczas w całym kraju 10 tys. z 19 tys. słuchaczy szkół dla dorosłych w centrach kształcenia zawodowego, czyli ponad 50 proc.
Jednocześnie zawody stale zaliczane do nadwyżkowych na lokalnym rynku pracy (czyli takie, w których liczba osób bezrobotnych zarejestrowanych w odpowiednim powiatowym urzędzie pracy jest wyższa o ponad 10 proc. od liczby zarejestrowanych ofert pracy) stanowiły przeciętnie 35 proc. ogólnej liczby nauczanych zawodów w skontrolowanych placówkach kształcenia. Tylko 12 proc. stanowiły zawody zaliczane do deficytowych. Pozostałe należały do zawodów zrównoważonych.
PAP, arb