PiS i Platforma na agorze
Dodano:
„Agora” hiszpańskiego reżysera Alejandro Amenabara jest jednym z tych przeciętnych filmów, które warto obejrzeć. Nie dla zapierającej dech w piersiach fabuły, znakomitej gry aktorskiej, efektów specjalnych czy zwrotów akcji – bo tego w tym nudnawym w sumie filmie nie uświadczymy. „Agorę” warto obejrzeć ponieważ opowiedziana w niej historia pozwala zdobyć nową perspektywę w patrzeniu na współczesność.
Egipt, IV wiek naszej ery. Imperium Rzymskie powoli chyli się ku upadkowi. Wkrótce na Kapitolu pojawią się barbarzyńscy Goci, co da początek narodzinom dzisiejszej Europy. Zbudowana przez Rzymian cywilizacja, która dla szturmujących bramy imperium barbarzyńców jest równie egzotyczna jak internet dla mieszkańca afgańskiej wioski, przegrywa w starciu z brutalną siłą. A chrześcijanie, którzy rekrutują się głównie spośród niewolników i pariasów, po wiekach kiedy byli prześladowaną mniejszością, nagle „zobaczyli ilu ich, poczuli siłę i czas" jak śpiewał Jacek Kaczmarski. Do takiego świata zaprasza nas reżyser.
„Agora" opowiada historię upadku cywilizacji z perspektywy dwóch bohaterów. Jednym z nich jest Orestes – wywodzący się z dobrej, rzymskiej rodziny młody i ambitny polityk, który stara się ocalić władzę dotychczasowej elity, szukając kompromisu między chrześcijaństwem a etosem imperium. Drugą bohaterką jest Hypatia – wyzwolona kobieta-filozof, przedstawiona jako daleka praprababka sufrażystek i feministek, dla której bieżące wydarzenia w gruncie rzeczy nie mają żadnego znaczenia. Całą sobą oddana jest bowiem nauce i kiedy na ulicach leje się krew, ona szuka odpowiedzi na to, po jakiej trajektorii poruszają się planety.
Żeby było po hollywoodzku i komercyjnie reżyser wmontowuje w historię specyficzny trójkąt miłosny – między odrzucającą uciechy cielesne Hypatią, marzącym o patriarchalnej rodzinie Orestesem i targanym przez namiętności niewolnikiem Hypatii Davusem. Jednak cały ten wątek, chociaż w dużej mierze stanowi oś fabularną filmu, jest tak banalny i papierowy, że zatrzymywanie się na dłużej przy nim jest stratą czasu. Zwłaszcza, że „Agora", jeśli odrzucimy kwestie damsko-męskie, opowiada nam o znacznie ważniejszych sprawach.
Po pierwsze – pokazana w filmie metamorfoza chrześcijan ze społecznych pariasów, w przedstawicieli religii panującej jest ciekawym przyczynkiem do dyskusji o problemie, jaki dzisiejsza Europa może mieć z nieasymilującymi się muzułmańskimi imigrantami. W „Agorze" widzimy bowiem, że przed witalnym żywiołem przekonanym o swojej duchowej wyższości nie chroni pogańskich Rzymian ani ich uzbrojona po zęby armia, ani zgromadzona w bibliotece aleksandryjskiej wiedza. Chociaż chrześcijanie są przekonani że ziemia jest płaska i oparta na grzbietach czterech żółwi, są w stanie zmusić Rzymian do przyjęcia ich „reguł gry" – religii, antysemityzmu (sic! „Agora” przedstawia nam zapominaną często prawdę, że pierwsi chrześcijanie i współcześni im Żydzi nie przepadali za sobą) i stawiania wyjaśnień teologicznych ponad naukowymi. Czy dziś islam szturmujący bramy Europy jest w stanie powtórzyć ten scenariusz?
Po drugie – „Agora" uświadamia nam, że wśród rzeczy ważnych i ważniejszych, polityka wcale nie jest tą drugą. Wprawdzie doraźnie ważniejsze są decyzje Orestesa, który zarządza Aleksandrią i w jakiejś mierze kształtuje bieg wydarzeń – to jednak – z perspektywy niemal dwóch tysięcy lat – jakie to tak naprawdę ma znaczenie? Dziś nie ma już Imperium Rzymskiego, a w Egipcie panuje islam, więc ówczesne spory między chrześcijanami, poganami a Żydami również są co najwyżej ciekawostką.
„Agora" opowiada historię upadku cywilizacji z perspektywy dwóch bohaterów. Jednym z nich jest Orestes – wywodzący się z dobrej, rzymskiej rodziny młody i ambitny polityk, który stara się ocalić władzę dotychczasowej elity, szukając kompromisu między chrześcijaństwem a etosem imperium. Drugą bohaterką jest Hypatia – wyzwolona kobieta-filozof, przedstawiona jako daleka praprababka sufrażystek i feministek, dla której bieżące wydarzenia w gruncie rzeczy nie mają żadnego znaczenia. Całą sobą oddana jest bowiem nauce i kiedy na ulicach leje się krew, ona szuka odpowiedzi na to, po jakiej trajektorii poruszają się planety.
Żeby było po hollywoodzku i komercyjnie reżyser wmontowuje w historię specyficzny trójkąt miłosny – między odrzucającą uciechy cielesne Hypatią, marzącym o patriarchalnej rodzinie Orestesem i targanym przez namiętności niewolnikiem Hypatii Davusem. Jednak cały ten wątek, chociaż w dużej mierze stanowi oś fabularną filmu, jest tak banalny i papierowy, że zatrzymywanie się na dłużej przy nim jest stratą czasu. Zwłaszcza, że „Agora", jeśli odrzucimy kwestie damsko-męskie, opowiada nam o znacznie ważniejszych sprawach.
Po pierwsze – pokazana w filmie metamorfoza chrześcijan ze społecznych pariasów, w przedstawicieli religii panującej jest ciekawym przyczynkiem do dyskusji o problemie, jaki dzisiejsza Europa może mieć z nieasymilującymi się muzułmańskimi imigrantami. W „Agorze" widzimy bowiem, że przed witalnym żywiołem przekonanym o swojej duchowej wyższości nie chroni pogańskich Rzymian ani ich uzbrojona po zęby armia, ani zgromadzona w bibliotece aleksandryjskiej wiedza. Chociaż chrześcijanie są przekonani że ziemia jest płaska i oparta na grzbietach czterech żółwi, są w stanie zmusić Rzymian do przyjęcia ich „reguł gry" – religii, antysemityzmu (sic! „Agora” przedstawia nam zapominaną często prawdę, że pierwsi chrześcijanie i współcześni im Żydzi nie przepadali za sobą) i stawiania wyjaśnień teologicznych ponad naukowymi. Czy dziś islam szturmujący bramy Europy jest w stanie powtórzyć ten scenariusz?
Po drugie – „Agora" uświadamia nam, że wśród rzeczy ważnych i ważniejszych, polityka wcale nie jest tą drugą. Wprawdzie doraźnie ważniejsze są decyzje Orestesa, który zarządza Aleksandrią i w jakiejś mierze kształtuje bieg wydarzeń – to jednak – z perspektywy niemal dwóch tysięcy lat – jakie to tak naprawdę ma znaczenie? Dziś nie ma już Imperium Rzymskiego, a w Egipcie panuje islam, więc ówczesne spory między chrześcijanami, poganami a Żydami również są co najwyżej ciekawostką.
Co więc ma znaczenie? Hypatia tuż przed swoją tragiczną śmiercią dochodzi do wniosku, że planety w układzie słonecznym poruszają się po elipsie. I choć prawdopodobnie prawdziwa Hypatia (bo bohaterka jest postacią historyczną) nigdy do takiego wniosku nie doszła, to jednak to właśnie jej praca ma wartość ponadczasową. Bo tego, że planety poruszają się po eliptycznej trajektorii nie zmieni chrześcijaństwo, ani islam. Rzymianie ani barbarzyńcy. PiS ani PO. Emocjonując się kolejnym zwarciem w wielkiej polityce warto o tym pamiętać.