Mucha, Palikot i gra o wszystko

Dodano:
Konflikt między Joanną Muchą a Januszem Palikotem to coś więcej niż walka o władzę w lubelskiej PO i spór o to czy słowo „wara” jest obraźliwe, czy jednak można go używać w stosunku do kolegów z partii. Fakt, że na wojnę z Palikotem idą już nie tylko zawodnicy wagi ciężkiej: Jarosław Gowin i Grzegorz Schetyna, ale również anonimowi posłowie w stylu Włodzimierza Karpińskiego świadczy o tym, że PO zbliża się do ciekawego momentu, w którym będzie musiała zdać test z bycia „partią wszystkich Polaków”.
Nie jest żadnym odkryciem fakt, że swojego ogromnego sukcesu w wyborach z 2007 roku PO nie zawdzięczała programowi, którym porwała miliony Polaków. Zwycięstwo podarował Platformie Jarosław Kaczyński, który w ciągu dwóch lat potrafił stworzyć poczucie, że oto Polska znajduje się już tylko o krok od momentu, kiedy prezes PiS wpisze do konstytucji wiodącą rolę Prawa i Sprawiedliwości, a jego przeciwnicy polityczni zostaną zebrani w jakiejś nowej Berezie Kartuskiej. Obraz ten był oczywiście mocno przesadzony, ale PiS rozbijając własny rząd za pomocą CBA, a także czyniąc symbolem swojej władzy służby specjalne (dobre – CBA i złe – WSI) zrobił naprawdę wiele, by przekonać wyborców, że jest partią autorytarną. Dlatego duża część dorosłych polaków zagłosowała na drużynę Tuska jako na mniejsze zło. Jeśli bowiem ktoś miał odebrać władze Kaczyńskim, to nie mogło być to rozbite i skłócone wewnętrznie SLD, ani tym bardziej PSL.

Donald Tusk, polityk niezwykle inteligentny, zrozumiał doskonale lekcję wyborów z 2007 roku. Kiedy w 2005 roku chciał podarować Polakom liberalizm, przegrał ze znikającym pluszakiem i pustą lodówką Kaczyńskich. Kiedy więc w 2007 roku wygrał nie jako liberał, ale jako bat na Kaczyńskich, postanowił pójść dalej tą drogą – i uczynił z liberalnej pierwotnie partii szerokie ugrupowanie zgody narodowej. Dzisiejsze PO, poparcie dla którego w niektórych sondażach wynosi aż 60 procent, jest po prostu partią wszystkich Polaków zjednoczonych pragnieniem spokoju i obawą przed powrotem Kaczyńskich. Stąd w ostatnim czasie Platforma zaczęła zataczać coraz szersze „kręgi" – z jednej strony wchłania Cimoszewicza, z drugiej kokietuje sieroty po Giertychu. Ciepło wyraża się o niej Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski. Ba, PO puszcza oko nawet do niektórych posłów PiS – przyjęło już przecież Pawła Zalewskiego, a niewykluczone, że w przyszłości przygarnie Pawła Poncyljusza czy Adama Hoffmanna. W rezultacie w PO, niemal jak w niegdysiejszej Solidarności, zebrali się ludzie o bardzo różnych poglądach politycznych – od socjaldemokratów po konserwatywnych liberałów.

W międzyczasie jednak zagrożenie powrotem Kaczyńskich do władzy coraz bardziej malało. PiS to potrząsał pięścią, to przymilał się do elektoratu – i nic. Poparcie dla tej partii jak nie rosło, tak nie rośnie, a jej zdolność do zawierania koalicji jest w zasadzie zerowa. Taka sytuacja musiała niechybnie wywołać w politykach Platformy poczucie umiarkowanego bezpieczeństwa – tak jak klęska PZPR wywołała je u działaczy Solidarności. A skoro władza PO jest zdaniem jej polityków niezagrożona, do głosu zaczynają dochodzić ich poglądy. Skoro PO ma rządzić jeszcze kilka ładnych lat, to Palikot chce żeby rządziła jako partia centrolewicowa, a Gowin – aby rządziła konserwatywnie. Bo czemu konserwatysta ma żyrować realizowanie projektów socjaldemokraty – i vice versa. Stąd rosnące napięcie w Platformie.

Jaki będzie dalszy ciąg tej historii? Scenariusze są dwa. Pierwszy to wariant solidarnościowej „wojny na górze", albo wariant AWS-owy, czyli powolna dekonstrukcja PO, z której zaczną wyłaniać się coraz bardziej wyraźne obozy zwolenników różnych kierunków polityki, co w rezultacie doprowadziłoby do wyłonienia się z niej przynajmniej dwóch nowych formacji. Tusk będzie chciał jednak zrealizować raczej drugi scenariusz, czyli na dobre przekształcić PO w instytucjonalną partię władzy, na wzór Instytucjonalnej Partii Rewolucyjnej czy Indyjskiego Kongresu Narodowego, które rządziły Meksykiem i Indiami nieprzerwanie przez kilkadziesiąt lat. Aby było to jednak możliwe Tusk musi zrobić wszystko, aby starcia wewnątrzpartyjne kończyły się remisem. Stąd niewykluczone, że to nie Schetyna stoi za buntem posłów PO z Lublina przeciwko Palikotowi, a Mucha warcząca „wara” do Palikota może mieć poparcie samego Tuska. Palikot jest bowiem w tym drugim scenariuszu partii potrzebny, ale nie może być za silny, aby nie zechciał tworzyć własnego środowiska politycznego. Odebranie mu przewodzenia lubelską PO byłoby czymś w rodzaju żółtej kartki dla posła i przypomnienia mu miejsca w szeregu. Ta gra jest ryzykowna, ale jej stawka jest bardzo wysoka. A bracia Kaczyńscy powinni paradoksalnie kibicować w tym starciu… Palikotowi.


  

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...