Mucha, Palikot i gra o wszystko
Donald Tusk, polityk niezwykle inteligentny, zrozumiał doskonale lekcję wyborów z 2007 roku. Kiedy w 2005 roku chciał podarować Polakom liberalizm, przegrał ze znikającym pluszakiem i pustą lodówką Kaczyńskich. Kiedy więc w 2007 roku wygrał nie jako liberał, ale jako bat na Kaczyńskich, postanowił pójść dalej tą drogą – i uczynił z liberalnej pierwotnie partii szerokie ugrupowanie zgody narodowej. Dzisiejsze PO, poparcie dla którego w niektórych sondażach wynosi aż 60 procent, jest po prostu partią wszystkich Polaków zjednoczonych pragnieniem spokoju i obawą przed powrotem Kaczyńskich. Stąd w ostatnim czasie Platforma zaczęła zataczać coraz szersze „kręgi" – z jednej strony wchłania Cimoszewicza, z drugiej kokietuje sieroty po Giertychu. Ciepło wyraża się o niej Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski. Ba, PO puszcza oko nawet do niektórych posłów PiS – przyjęło już przecież Pawła Zalewskiego, a niewykluczone, że w przyszłości przygarnie Pawła Poncyljusza czy Adama Hoffmanna. W rezultacie w PO, niemal jak w niegdysiejszej Solidarności, zebrali się ludzie o bardzo różnych poglądach politycznych – od socjaldemokratów po konserwatywnych liberałów.
W międzyczasie jednak zagrożenie powrotem Kaczyńskich do władzy coraz bardziej malało. PiS to potrząsał pięścią, to przymilał się do elektoratu – i nic. Poparcie dla tej partii jak nie rosło, tak nie rośnie, a jej zdolność do zawierania koalicji jest w zasadzie zerowa. Taka sytuacja musiała niechybnie wywołać w politykach Platformy poczucie umiarkowanego bezpieczeństwa – tak jak klęska PZPR wywołała je u działaczy Solidarności. A skoro władza PO jest zdaniem jej polityków niezagrożona, do głosu zaczynają dochodzić ich poglądy. Skoro PO ma rządzić jeszcze kilka ładnych lat, to Palikot chce żeby rządziła jako partia centrolewicowa, a Gowin – aby rządziła konserwatywnie. Bo czemu konserwatysta ma żyrować realizowanie projektów socjaldemokraty – i vice versa. Stąd rosnące napięcie w Platformie.Jaki będzie dalszy ciąg tej historii? Scenariusze są dwa. Pierwszy to wariant solidarnościowej „wojny na górze", albo wariant AWS-owy, czyli powolna dekonstrukcja PO, z której zaczną wyłaniać się coraz bardziej wyraźne obozy zwolenników różnych kierunków polityki, co w rezultacie doprowadziłoby do wyłonienia się z niej przynajmniej dwóch nowych formacji. Tusk będzie chciał jednak zrealizować raczej drugi scenariusz, czyli na dobre przekształcić PO w instytucjonalną partię władzy, na wzór Instytucjonalnej Partii Rewolucyjnej czy Indyjskiego Kongresu Narodowego, które rządziły Meksykiem i Indiami nieprzerwanie przez kilkadziesiąt lat. Aby było to jednak możliwe Tusk musi zrobić wszystko, aby starcia wewnątrzpartyjne kończyły się remisem. Stąd niewykluczone, że to nie Schetyna stoi za buntem posłów PO z Lublina przeciwko Palikotowi, a Mucha warcząca „wara” do Palikota może mieć poparcie samego Tuska. Palikot jest bowiem w tym drugim scenariuszu partii potrzebny, ale nie może być za silny, aby nie zechciał tworzyć własnego środowiska politycznego. Odebranie mu przewodzenia lubelską PO byłoby czymś w rodzaju żółtej kartki dla posła i przypomnienia mu miejsca w szeregu. Ta gra jest ryzykowna, ale jej stawka jest bardzo wysoka. A bracia Kaczyńscy powinni paradoksalnie kibicować w tym starciu… Palikotowi.