Niemiecki minister obrony przesłuchiwany przez komisję śledczą
Do dymisji podali się generalny inspektor Bundeswehry Wolfgang Schneiderhan i wiceminister obrony Peter Wichert, a następnie minister pracy Franz Josef Jung, który w poprzednim rządzie kierował resortem obrony. Guttenberg zaraz po objęciu urzędu ministra obrony na początku listopada zeszłego roku ocenił publicznie, że akcja z rozkazu pułkownika Kleina była "odpowiednia z wojskowego punktu widzenia". Po miesiącu wycofał się z tej oceny. - Nie ma wątpliwości, że do ataku nie musiało i nie powinno było dojść do ataku - twierdzi dziś minister, który przyznał, że ponosi odpowiedzialność za swoją początkową, błędną, opinię. Wyjaśnił, że wydał ją na podstawie udzielonych mu "jednoznacznych fachowych rad" w ministerstwie i armii. Jak twierdził, zatajono przed nim raporty żandarmerii wojskowej z miejsca bombardowania.
Przedstawiciele niemieckiej opozycji uznali, że wyjaśnienia Guttenberga nie były zadowalające. Być może dojdzie do konfrontacji ministra z odwołanymi jesienią Wichertem i Schneiderhanem, którzy twierdzą, iż nie zatajali żadnych informacji przed Guttenbergiem. Według opozycji przed komisją śledczą stanąć powinna również kanclerz Angela Merkel oraz minister spraw wewnętrznych, były szef Urzędu Kanclerskiego Thomas de Maiziere. Przesłuchany zostanie zapewne także były szef niemieckiej dyplomacji, a obecnie przewodniczący największej opozycyjnej frakcji SPD Frank-Walter Steinmeier.
W tym tygodniu niemiecka prokuratura generalna umorzyła śledztwo przeciwko pułkownikowi Georgowi Kleinowi w sprawie bombardowania w Kunduzie.
PAP, arb