Kampania spowita czernią
Dodano:
Zamknięta została lista ubiegających się o urząd Prezydenta RP. Jarosław Kaczyński jest kandydatem Prawa i Sprawiedliwości, a szefową jego kampanii będzie Joanna Kluzik-Rostkowska, chyba najbardziej liberalny polityk tej partii. Czy to oznacza, że będziemy mieli nowy, kolejny zwrot w polityce PiS i samego Kaczyńskiego? Nic podobnego. Wystarczy przeczytać oświadczenie, jakie Kaczyński umieścił na stronie partii, aby upewnić się, że linia polityczna pozostaje bez zmian, a kampania będzie opierała się o schemat odwołujący się do pamięci o bracie, Lechu Kaczyńskim.
Jarosław Kaczyński i jego otoczenie chce wykorzystać sprawę katastrofy pod Smoleńskiem w kampanii. W oświadczeniu nie tylko odwołuje się do spuścizny swojego brata, ale również do pamięci o innych zmarłych. Widać wyraźnie, że Kaczyński chce się nam przedstawić jako spadkobierca idei i myśli politycznej brata. Jednak wyborcy będą pamiętali, a jeżeli nie, to kontrkandydaci na pewno to przypomną, że do dnia śmierci to Lech Kaczyński był raczej uważany za depozytariusza woli brata. Odwoływanie się do zmarłego brata i jego testamentu siłą rzeczy będzie również odwołaniem do idei IV RP - do schematu i projektu politycznego, który łatwo można zaatakować.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można napisać, że do drugiej rundy przejdą Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski, z ramienia PO. Dwie najsilniejsze partie już skupiają wokół siebie bloki, po stronie PiS opowiedziała się "Solidarność" (można powiedzieć - wreszcie Janusz Śniadek się określił...), swoje poparcie dla PO zgłosiła właśnie Partia Demokratyczna. Andrzej Olechowski, Grzegorz Napieralski i Waldemar Pawlak za sukces będą musieli uznać wynik powyżej 10% poparcia.
Jaka będzie kampania? Wszyscy deklarują, piszę o politykach, że będzie stonowana, nieagresywna, bez fajerwerków, wieców, bilbordów. Dziwnym jednak trafem okazuje się, że zamówienia na plakaty zostały złożone, a komitety potwierdzają rezerwacje na reklamy w dobrych punktach miast... Nie mam prawa nie wierzyć, że sami kandydaci w obliczu smoleńskiej tragedii będą zachowywać się powściągliwie, lecz oprócz nich są jeszcze tak zwane "środowiska" i media, które takich hamulców mieć nie będą. Kampania zaczęła się już w trakcie żałoby, kiedy to w "Rzeczpospolitej" ukazało się kilka materiałów wręcz odsądzających krytyków Lecha Kaczyńskiego od czci i wiary, brutalnych, wręcz odbierających im prawo do żałoby. Pochówek pary prezydenckiej na Wawelu, przy wyraźnym wydźwięku martyrologicznym, patriotycznym i religijnym, też nabiera zupełnie innego kontekstu. Ramy kampanii i jej styl narzucił dziś Jarosław Kaczyński.
Nie ma również wątpliwości, że sprawa katastrofy katyńskiej, jej okoliczności i dochodzenia komisji, a także szukania za nią odpowiedzialnych, będzie przewijała się w kampanii. To broń, która może zostać wykorzystana bezwzględnie. Już zaczyna się to robić, co widać po wezwaniach do ukarania i odwołania z rządu ministra obrony narodowej, Bogdana Klicha. To pośrednie uderzenie w Bronisława Komorowskiego. Do wyborów pozostały prawie dwa miesiące - informacji o kulisach katastrofy może pojawić się jeszcze dużo.
Wiele osób wskazuje, że Jarosław Kaczyński nie miał wyjścia, musiał podjąć decyzję o kandydowaniu. Tłumaczy się to nie tylko pamięcią o bracie, ale również presją jego partii. To nie jest, niestety myślenie o charakterze politycznym, ale politykierskim, co może się źle skończyć dla PiS. Zbyt duża porażka Jarosława Kaczyńskiego może rzutować na sondaże przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi, które mogą zakończyć się jeszcze większą, niż poprzednie porażką PiS. Kaczyński miał szansę na przeprofilowanie partii, przesunięcie jej w stronę centrum, oddanie sterów w ręce nowych, młodszych działaczy, lepiej postrzeganych, na prawdziwe otwarcie. Wystarczyło, aby kandydatem została właśnie Joanna Kluzik-Rostkowska.
Wejście Kaczyńskiego do gry określiło profil kampanii - a także taktykę jego konkurentów. Nie odwołując się nawet do jego brata (a nowo powstający mit Lecha Kaczyńskiego łatwo jest obalić, pomimo krypt wawelskich), wystarczy przypomnieć, że Jarosław Kaczyński nie urodził się po 10. kwietnia. Wystarczy przywołać okres jego rządów, Samoobronę i LPR, fobie lustracyjne, dzielenie społeczeństwa, agresywną retorykę samego kandydata. Wbrew pozorom elektorat po katastrofie smoleńskiej nie przesunął swoich preferencji w stronę PiS - a na pewno źle oceniający do tej pory Jarosława Kaczyńskiego zdania o nim nie zmienili. A tych było, od lat, ponad 65%. Osobiste współczucie dla człowieka, który stracił bliskich, nie przełoży się w wiarę, że zmieniło to go jako polityka.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa można napisać, że do drugiej rundy przejdą Jarosław Kaczyński i Bronisław Komorowski, z ramienia PO. Dwie najsilniejsze partie już skupiają wokół siebie bloki, po stronie PiS opowiedziała się "Solidarność" (można powiedzieć - wreszcie Janusz Śniadek się określił...), swoje poparcie dla PO zgłosiła właśnie Partia Demokratyczna. Andrzej Olechowski, Grzegorz Napieralski i Waldemar Pawlak za sukces będą musieli uznać wynik powyżej 10% poparcia.
Jaka będzie kampania? Wszyscy deklarują, piszę o politykach, że będzie stonowana, nieagresywna, bez fajerwerków, wieców, bilbordów. Dziwnym jednak trafem okazuje się, że zamówienia na plakaty zostały złożone, a komitety potwierdzają rezerwacje na reklamy w dobrych punktach miast... Nie mam prawa nie wierzyć, że sami kandydaci w obliczu smoleńskiej tragedii będą zachowywać się powściągliwie, lecz oprócz nich są jeszcze tak zwane "środowiska" i media, które takich hamulców mieć nie będą. Kampania zaczęła się już w trakcie żałoby, kiedy to w "Rzeczpospolitej" ukazało się kilka materiałów wręcz odsądzających krytyków Lecha Kaczyńskiego od czci i wiary, brutalnych, wręcz odbierających im prawo do żałoby. Pochówek pary prezydenckiej na Wawelu, przy wyraźnym wydźwięku martyrologicznym, patriotycznym i religijnym, też nabiera zupełnie innego kontekstu. Ramy kampanii i jej styl narzucił dziś Jarosław Kaczyński.
Nie ma również wątpliwości, że sprawa katastrofy katyńskiej, jej okoliczności i dochodzenia komisji, a także szukania za nią odpowiedzialnych, będzie przewijała się w kampanii. To broń, która może zostać wykorzystana bezwzględnie. Już zaczyna się to robić, co widać po wezwaniach do ukarania i odwołania z rządu ministra obrony narodowej, Bogdana Klicha. To pośrednie uderzenie w Bronisława Komorowskiego. Do wyborów pozostały prawie dwa miesiące - informacji o kulisach katastrofy może pojawić się jeszcze dużo.
Wiele osób wskazuje, że Jarosław Kaczyński nie miał wyjścia, musiał podjąć decyzję o kandydowaniu. Tłumaczy się to nie tylko pamięcią o bracie, ale również presją jego partii. To nie jest, niestety myślenie o charakterze politycznym, ale politykierskim, co może się źle skończyć dla PiS. Zbyt duża porażka Jarosława Kaczyńskiego może rzutować na sondaże przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi, które mogą zakończyć się jeszcze większą, niż poprzednie porażką PiS. Kaczyński miał szansę na przeprofilowanie partii, przesunięcie jej w stronę centrum, oddanie sterów w ręce nowych, młodszych działaczy, lepiej postrzeganych, na prawdziwe otwarcie. Wystarczyło, aby kandydatem została właśnie Joanna Kluzik-Rostkowska.
Wejście Kaczyńskiego do gry określiło profil kampanii - a także taktykę jego konkurentów. Nie odwołując się nawet do jego brata (a nowo powstający mit Lecha Kaczyńskiego łatwo jest obalić, pomimo krypt wawelskich), wystarczy przypomnieć, że Jarosław Kaczyński nie urodził się po 10. kwietnia. Wystarczy przywołać okres jego rządów, Samoobronę i LPR, fobie lustracyjne, dzielenie społeczeństwa, agresywną retorykę samego kandydata. Wbrew pozorom elektorat po katastrofie smoleńskiej nie przesunął swoich preferencji w stronę PiS - a na pewno źle oceniający do tej pory Jarosława Kaczyńskiego zdania o nim nie zmienili. A tych było, od lat, ponad 65%. Osobiste współczucie dla człowieka, który stracił bliskich, nie przełoży się w wiarę, że zmieniło to go jako polityka.