Klich: piloci nie musieli lądować. Wiedzieli o zapasowych lotniskach
Minister sprecyzował, że w myśl porozumienia między czterema kancelariami: prezydenta, premiera, Sejmu i Senatu z 2004 r., organizatorem konkretnego lotu jest właśnie jedna z tych kancelarii. Tłumaczył, że zgodnie z procedurą organizator lotu kontaktuje się bezpośrednio z wojskiem za pośrednictwem dowództwa sił powietrznych. - Przy każdym takim locie to kancelarie są dysponentami i organizatorami, natomiast wojsko, 36. pułk realizuje takie zamówienie. Odbywa się to poza ministrem obrony narodowej i poza urzędem ministra - mówił Klich. Zaznaczył, że do tej pory nie było praktyki, by o konkretnych lotach byli informowani szefowie resortu. Potwierdził, że Kancelaria Prezydenta poinformowała go, iż głowa państwa zamierza zaprosić do wzięcia udziału w uroczystościach 10 kwietnia w Katyniu dowódców sił zbrojnych.
Klich podkreślił, że informacja o locie dowódców na pokładzie jednego samolotu nie została mu dostarczona, ale - jak zaznaczył - nie musiała być mu przekazana. Przyznał jednak, że wiedział o tym, iż szef sztabu generalnego gen. Franciszek Gągor udaje się wspólnie z prezydentem do Katynia, ale dowiedział się o tym bezpośrednio od niego. Minister zaznaczył również, że nie ma procedur dotyczących przelotów VIP-ów obowiązujących wszystkie kraje należące do NATO. Podkreślił jednak, że zwyczajem jest to, że na pokładzie jednego samolotu nie lecą najważniejsze osobistości.
Klich mówił też, że piloci latający m.in. samolotami TU-154 - po katastrofie wojskowej CASY, do której doszło w 2008 r. - przechodzą specjalne szkolenia także z zakresu lądowania w minimalnych warunkach atmosferycznych. Podkreślił, że po katastrofie z 2008 r. wdrożone zostały wszystkie zalecenia dotyczące poprawy procedur.PAP, arb