Wojna wyborcza i media
Dodano:
Bronisław Komorowski jest na prowadzeniu wyścigu wyborczego, ale sama Platforma Obywatelska traci dystans do Prawa i Sprawiedliwości, co pokazał ostatni sondaż zrobiony dla Polskiego Radia. A przecież obaj kandydaci są utożsamiani ze swoimi formacjami politycznymi. Coś trzeba z tym zrobić...
Tak, coś trzeba z tym zrobić, ale nie bardzo wiadomo jak. Jarosław Kaczyński jest dalej kandydatem "wycofanym", bardziej przypomina awatar, czy hologram, niż rzeczywistego polityka w wyborczym starciu. Nie bardzo jest jak do niego się odnieść, ponieważ trudno wejść w interakcję z obrazem, a nie z rzeczywistym człowiekiem. A kampanię wyborczą wygrywa się w zwarciu. Symbole, nawet tak znaczące, jak trumny i znicze nagrobne, mają znaczenie, ale same nie wygrywają. Zdają sobie z tego sprawę oba sztaby wyborcze.
Wczorajsza prezentacja komitetu honorowego wspierającego Bronisława Komorowskiego w warszawskich Łazienkach pokazała, że PO nie ma pomysłu. Rzucenie wszystkiego na żywioł, zdanie się na to, że autorytety załatwią wszystko same, wystarczy tylko dać im mikrofon i je eksponować, nie wypaliło.
Andrzej Wajda powiedział, że kampania wyborcza jest czymś w rodzaju wojny domowej. Konsternacja obserwatorów jest duża. Nie dlatego jednak, że Wajda nie ma racji, ale dlatego, że są rzeczy, o których się wie, ale o których nie wypada mówić - publicznie. Słynny reżyser przypomniał, że podział na MY i ONI dalej funkcjonuje, ale linie podziału są zgoła inne, niż jeszcze to było w roku 2005.
Prawo i Sprawiedliwość i cześć sprzyjających im mediów próbuje powrotu do idei POPiS-u. Do tej idei, która nie została zrealizowana po wyborach w 2005 roku, ponieważ obie flanki obozu postsolidarnościowego nie chciały tego, a idea oparta była o fałszywe przesłanki, negację porządku prawnego i społecznego III RP. I nic się od tego czasu nie zmieniło. Nie zapomnijmy, że wybory prezydenckie są preludium do wyborów parlamentarnych, w których to PO chce powiększenia swojej władzy. Donald Tusk doskonale zdaje sobie sprawę, że oddanie urzędu prezydenckiego w ręce Jarosława Kaczyńskiego, to następna kadencja sejmowa na jałowym biegu.
Prawo i Sprawiedliwość również gra nie tylko o urząd prezydencki. To walka o polityczne przetrwanie. PiS, podobnie zresztą jak i PO to partie aparatu i władzy. Jeżeli nie zdobędzie, nie odzyska przyczółków w administracji państwa, może dojść do jej rozpadu, może od anihilacji, takiej, jak stało się to z wieloma partiami prawicowymi, czy populistycznymi. Do tego wprawdzie konieczna byłaby integracja polskiej prawicy, co jest dość trudne do pomyślenia, ale kto wie...
Wojna więc trwa. Platforma poszła po rozum do głowy i sięgnęła znów po Janusza Palikota. Jego metamorfoza - zmieniona fryzura i rogowe okulary - były bardzo wymowne. Ta subtelna satyra wizerunku Jarosława Kaczyńskiego była dużo lepsza, niż pokrzykiwania Władysława Bartoszewskiego, czy infantylne elukubracje zgranego satyryka Marka Majewskiego. Palikot to cenny żołnierz i dobrze dla Bronisława Komorowskiego, że wrócił na scenę.
Wojna się będzie toczyła głównie w mediach. Dziennikarze coraz częściej nie tylko ujawniają swoje poglądy polityczne, ale również sympatie partyjne. Środowiska "Gazety Polskiej", "Rzeczpospolitej" i Radia Maryja uznały, że jest to "bój ostatni", w związku z tym postawiły konkretne zadania swoim dziennikarzom - grać na PiS. I grają, wspomagani przez część mediów publicznych. Jeden z ich szefów, Jacek Sobala, dyrektor PR III, już nawet nie udaje apolityczności, ale wiecuje - "uwierzcie, że jest możliwe, żeby Polska była nasza"? Andrzej Wajda wczoraj zasugerował natomiast, że dwie największe prywatne stacje telewizyjne, TVN i Polsat sprzyjają PO. Sprostowań i protestów Mariusza Waltera i Zygmunta Solorza-Żaka nie opublikowano...
Ale to nie wszystko jeszcze. Jest jeszcze sprawa smoleńska. Ona nie została do końca wygrana. Bronisław Komorowski powołuje właśnie Radę Bezpieczeństwa Narodowego, która ma w założeniach stać się płaszczyzną dyskusji o przyczynach katastrofy, w wymiarze ponadpartyjnym, państwowym. Jednak media nie omieszkają wykorzystać żadnej okazji, aby jednak tą kartą, także w kampanii wyborczej, nie zagrywać. Linia podziału idzie dość jednoznacznie - z jednej strony "pokrzywdzony" obóz prezydencki (Lecha Kaczyńskiego), czyli PiS-u, z drugiej rządowy, PO, winny wszystkich zaniedbań. Oczywiście, w zależności, jakie informacje i jak będą przedstawiane, może się to zmieniać...
Kampania się rozpędza. Jarosław Kaczyński udzielił już kilku wywiadów, niektóre nie są jeszcze opublikowane. 22 maja rozpoczyna kampanię "life", na wiecu w Warszawie. Zobaczymy, na ile się zmienił, zobaczymy też, czy jego twardzi zwolennicy, którym retoryka wojenna pasuje, są gotowi na nowego Kaczyńskiego - oczywiście, jeżeli takowy rzeczywiście się narodził...
Wczorajsza prezentacja komitetu honorowego wspierającego Bronisława Komorowskiego w warszawskich Łazienkach pokazała, że PO nie ma pomysłu. Rzucenie wszystkiego na żywioł, zdanie się na to, że autorytety załatwią wszystko same, wystarczy tylko dać im mikrofon i je eksponować, nie wypaliło.
Andrzej Wajda powiedział, że kampania wyborcza jest czymś w rodzaju wojny domowej. Konsternacja obserwatorów jest duża. Nie dlatego jednak, że Wajda nie ma racji, ale dlatego, że są rzeczy, o których się wie, ale o których nie wypada mówić - publicznie. Słynny reżyser przypomniał, że podział na MY i ONI dalej funkcjonuje, ale linie podziału są zgoła inne, niż jeszcze to było w roku 2005.
Prawo i Sprawiedliwość i cześć sprzyjających im mediów próbuje powrotu do idei POPiS-u. Do tej idei, która nie została zrealizowana po wyborach w 2005 roku, ponieważ obie flanki obozu postsolidarnościowego nie chciały tego, a idea oparta była o fałszywe przesłanki, negację porządku prawnego i społecznego III RP. I nic się od tego czasu nie zmieniło. Nie zapomnijmy, że wybory prezydenckie są preludium do wyborów parlamentarnych, w których to PO chce powiększenia swojej władzy. Donald Tusk doskonale zdaje sobie sprawę, że oddanie urzędu prezydenckiego w ręce Jarosława Kaczyńskiego, to następna kadencja sejmowa na jałowym biegu.
Prawo i Sprawiedliwość również gra nie tylko o urząd prezydencki. To walka o polityczne przetrwanie. PiS, podobnie zresztą jak i PO to partie aparatu i władzy. Jeżeli nie zdobędzie, nie odzyska przyczółków w administracji państwa, może dojść do jej rozpadu, może od anihilacji, takiej, jak stało się to z wieloma partiami prawicowymi, czy populistycznymi. Do tego wprawdzie konieczna byłaby integracja polskiej prawicy, co jest dość trudne do pomyślenia, ale kto wie...
Wojna więc trwa. Platforma poszła po rozum do głowy i sięgnęła znów po Janusza Palikota. Jego metamorfoza - zmieniona fryzura i rogowe okulary - były bardzo wymowne. Ta subtelna satyra wizerunku Jarosława Kaczyńskiego była dużo lepsza, niż pokrzykiwania Władysława Bartoszewskiego, czy infantylne elukubracje zgranego satyryka Marka Majewskiego. Palikot to cenny żołnierz i dobrze dla Bronisława Komorowskiego, że wrócił na scenę.
Wojna się będzie toczyła głównie w mediach. Dziennikarze coraz częściej nie tylko ujawniają swoje poglądy polityczne, ale również sympatie partyjne. Środowiska "Gazety Polskiej", "Rzeczpospolitej" i Radia Maryja uznały, że jest to "bój ostatni", w związku z tym postawiły konkretne zadania swoim dziennikarzom - grać na PiS. I grają, wspomagani przez część mediów publicznych. Jeden z ich szefów, Jacek Sobala, dyrektor PR III, już nawet nie udaje apolityczności, ale wiecuje - "uwierzcie, że jest możliwe, żeby Polska była nasza"? Andrzej Wajda wczoraj zasugerował natomiast, że dwie największe prywatne stacje telewizyjne, TVN i Polsat sprzyjają PO. Sprostowań i protestów Mariusza Waltera i Zygmunta Solorza-Żaka nie opublikowano...
Ale to nie wszystko jeszcze. Jest jeszcze sprawa smoleńska. Ona nie została do końca wygrana. Bronisław Komorowski powołuje właśnie Radę Bezpieczeństwa Narodowego, która ma w założeniach stać się płaszczyzną dyskusji o przyczynach katastrofy, w wymiarze ponadpartyjnym, państwowym. Jednak media nie omieszkają wykorzystać żadnej okazji, aby jednak tą kartą, także w kampanii wyborczej, nie zagrywać. Linia podziału idzie dość jednoznacznie - z jednej strony "pokrzywdzony" obóz prezydencki (Lecha Kaczyńskiego), czyli PiS-u, z drugiej rządowy, PO, winny wszystkich zaniedbań. Oczywiście, w zależności, jakie informacje i jak będą przedstawiane, może się to zmieniać...
Kampania się rozpędza. Jarosław Kaczyński udzielił już kilku wywiadów, niektóre nie są jeszcze opublikowane. 22 maja rozpoczyna kampanię "life", na wiecu w Warszawie. Zobaczymy, na ile się zmienił, zobaczymy też, czy jego twardzi zwolennicy, którym retoryka wojenna pasuje, są gotowi na nowego Kaczyńskiego - oczywiście, jeżeli takowy rzeczywiście się narodził...