Nowy język wydatków
Dodano:
Zamiast „wydatków”, mówimy „inwestycje”, a księgowanie wpływów zawsze można nieco przypudrować. Co jednak zrobić, kiedy stale rosnące wpływy do budżetu nagle zaczynają spadać? Zastanawia się nad tym "Independent".
Wraca polityka, natomiast ekonomia, jak na razie, jest zawieszona. Nowy parlament działa, jednak wielkie zmiany w polityce gospodarczej, które muszą nastąpić, wciąż są przed nami. Musimy zaczekać na uchwalenie „awaryjnego budżetu" do 22 czerwca. W międzyczasie doświadczymy nienaturalnego spokoju i dziwnej wojny. Później nastąpi już nieuniknione bombardowanie. Wiemy, że będzie nieprzyjemnie i znamy już zarys całego wydarzenia. Nie możemy jednak mieć nadziei na poznanie szczegółów operacji, między innymi dlatego, że nie znamy liczb, a z drugiej strony, trudno od ogółu przejść do szczegółu. Wiemy tylko, że ileś miliardów musi być dodane do wydatków publicznych i/lub dodane do opodatkowania. Nie możemy jednak przypuszczać ile tego będzie.
Nawet struktura debaty na temat gospodarki nie nabrała jeszcze kształtu. Wciąż słyszy się polityczny język przeszłości. „Szukamy wydajności", „podtrzymujemy inwestycje”, „chronimy przed cięciami” – to język, który powstawał przez kilka generacji, kiedy to, z niewielkimi wyjątkami – wpływy do budżetu stale rosły. Rząd grał z pozycji zatrudnionego, wiedzącego, że będzie miał coraz większe dochody, nawet jeżeli będzie trzeba dopuścić do powstania inflacji. Podejmowane decyzje prowadziły więc tylko do podziału „pensji” w sensowny sposób. W związku z tym, było trzeba trochę doszlifować język wypowiedzi. New Labour zamiast mówić „wydatki” zaczął używać „inwestycje”. Zmieniono również sposób księgowania, tak aby finansować projekty kapitałowe. Oprócz prywatyzacji, kluczowe założenia polityczne pozostały bez zmian.
To wszystko wyeliminuje do cna nowy Parlament. Może się okazać, że będzie on pierwszym, od czasów drugiej wojny światowej (biorąc pod uwagę tylko te, które nie upadły w trakcie kadencji), w którym wydatki rządowe w ostatnim roku będą niższe niż w pierwszym roku. Był miły dowcip o odchodzącym ministrze skarbu, który miał zostawić następcy karteczkę „już nic nie zostało", a wczoraj pracownicy służby cywilnej protestowali przeciwko ostatnim wydatkom odchodzącego rządu. Nawet wcześniej powstał Urząd ds. Odpowiedzialności Budżetowej, aby sprawdzać wiarygodność prognoz ministerstwa skarbu.
Urząd ten będzie bardzo istotny. Przewidywania ministerstwa skarbu nie były nigdy dotąd zestawiane z prognozami innych instytucji. Te rządowe zwykle okazywały się znacznie przeszacowane pod względem oczekiwanych dochodów. Tak działo się za Gordona Browna. Wynika z tego, że koniecznie trzeba wprowadzić organ kontrolujący. Jednak w Wielkiej Brytanii, musi on zmierzyć się ze znacznie większym problemem. Tak jak w latach ’70 i 80’ różne kraje starały się wymyślić mechanizmy chroniące przed katastrofą inflacyjną, tak również teraz będą zastanawiać się nad poradzeniem sobie z podatkową zapaścią. Strefa euro będzie chciała wprowadzić kontrole, bardziej efektywne restrykcje – dyskusje na ten temat już się rozpoczęły. Stany Zjednoczone zapewne też będą chciały zrewidować konstytucyjne ustalenia dotyczące kumulowania długu publicznego.
Proces tworzenia nowej architektury gospodarczej potrwa 10 lat, przynajmniej w najbardziej rozwiniętych krajach. Może i ostatni rząd zostawił brytyjski budżet w opłakanym stanie, ale to nie tylko nasz problem. Wszystkie państwa pożyczały zbyt dużo. Co więc się wydarzy? Będzie trzeba zmienić porządek finansów publicznych i wreszcie wytłumaczyć rządom, że ich wydatki nie mogą stale rosnąć.
Ci, którzy boją się, że rządy będą uciekać się do inflacji, aby zmniejszyć wartość zadłużenia mogą czuć się utwierdzeni w swoich obawach po wczorajszej publikacji danych na temat wzrostu cen. Teraz prezes Bank of England musi napisać co najmniej siedem listów do kanclerzy, w których wyjaśni dlaczego inflacja przekroczyła prognozę. Wskaźnik cen detalicznych wynosi obecnie 5,3 proc. i jest najwyższy od 1991 roku. Inwestorzy, którzy twierdzą, że Bank of England spoczął na laurach mogą czuć się usprawiedliwieni. Natomiast ciułacze, którzy dostali jeden procent odsetek mogą się czuć oszukani. Kiedy więc nastąpi pierwszy wzrost stóp procentowych? Nim skończy się jesień.
PP
Nawet struktura debaty na temat gospodarki nie nabrała jeszcze kształtu. Wciąż słyszy się polityczny język przeszłości. „Szukamy wydajności", „podtrzymujemy inwestycje”, „chronimy przed cięciami” – to język, który powstawał przez kilka generacji, kiedy to, z niewielkimi wyjątkami – wpływy do budżetu stale rosły. Rząd grał z pozycji zatrudnionego, wiedzącego, że będzie miał coraz większe dochody, nawet jeżeli będzie trzeba dopuścić do powstania inflacji. Podejmowane decyzje prowadziły więc tylko do podziału „pensji” w sensowny sposób. W związku z tym, było trzeba trochę doszlifować język wypowiedzi. New Labour zamiast mówić „wydatki” zaczął używać „inwestycje”. Zmieniono również sposób księgowania, tak aby finansować projekty kapitałowe. Oprócz prywatyzacji, kluczowe założenia polityczne pozostały bez zmian.
To wszystko wyeliminuje do cna nowy Parlament. Może się okazać, że będzie on pierwszym, od czasów drugiej wojny światowej (biorąc pod uwagę tylko te, które nie upadły w trakcie kadencji), w którym wydatki rządowe w ostatnim roku będą niższe niż w pierwszym roku. Był miły dowcip o odchodzącym ministrze skarbu, który miał zostawić następcy karteczkę „już nic nie zostało", a wczoraj pracownicy służby cywilnej protestowali przeciwko ostatnim wydatkom odchodzącego rządu. Nawet wcześniej powstał Urząd ds. Odpowiedzialności Budżetowej, aby sprawdzać wiarygodność prognoz ministerstwa skarbu.
Urząd ten będzie bardzo istotny. Przewidywania ministerstwa skarbu nie były nigdy dotąd zestawiane z prognozami innych instytucji. Te rządowe zwykle okazywały się znacznie przeszacowane pod względem oczekiwanych dochodów. Tak działo się za Gordona Browna. Wynika z tego, że koniecznie trzeba wprowadzić organ kontrolujący. Jednak w Wielkiej Brytanii, musi on zmierzyć się ze znacznie większym problemem. Tak jak w latach ’70 i 80’ różne kraje starały się wymyślić mechanizmy chroniące przed katastrofą inflacyjną, tak również teraz będą zastanawiać się nad poradzeniem sobie z podatkową zapaścią. Strefa euro będzie chciała wprowadzić kontrole, bardziej efektywne restrykcje – dyskusje na ten temat już się rozpoczęły. Stany Zjednoczone zapewne też będą chciały zrewidować konstytucyjne ustalenia dotyczące kumulowania długu publicznego.
Proces tworzenia nowej architektury gospodarczej potrwa 10 lat, przynajmniej w najbardziej rozwiniętych krajach. Może i ostatni rząd zostawił brytyjski budżet w opłakanym stanie, ale to nie tylko nasz problem. Wszystkie państwa pożyczały zbyt dużo. Co więc się wydarzy? Będzie trzeba zmienić porządek finansów publicznych i wreszcie wytłumaczyć rządom, że ich wydatki nie mogą stale rosnąć.
Ci, którzy boją się, że rządy będą uciekać się do inflacji, aby zmniejszyć wartość zadłużenia mogą czuć się utwierdzeni w swoich obawach po wczorajszej publikacji danych na temat wzrostu cen. Teraz prezes Bank of England musi napisać co najmniej siedem listów do kanclerzy, w których wyjaśni dlaczego inflacja przekroczyła prognozę. Wskaźnik cen detalicznych wynosi obecnie 5,3 proc. i jest najwyższy od 1991 roku. Inwestorzy, którzy twierdzą, że Bank of England spoczął na laurach mogą czuć się usprawiedliwieni. Natomiast ciułacze, którzy dostali jeden procent odsetek mogą się czuć oszukani. Kiedy więc nastąpi pierwszy wzrost stóp procentowych? Nim skończy się jesień.
PP