Lewą marsz... do pałacu
Dodano:
Hitem pierwszego dnia po zakończeniu I tury wyborów prezydenckich w mediach była wypowiedź prezesa PiS, Jarosława Kaczyńskiego o zakończeniu ery postkomunizmu w Polsce. Padła ona na wiecu w Szczecinie, gdzie Kaczyński osiągnął najsłabszy wynik, a skąd także pochodzi Grzegorz Napieralski.
Przytoczmy te słowa:
- My się nie boimy żadnych zarzutów. Niech nam mówią, że jesteśmy lewicowi, może i trochę jesteśmy. Dzisiaj zresztą warto używać słowa „lewica". Ja już będę od dziś używał tego słowa, nie będę używał słowa "postkomunizm", którego używałem…
Jak możemy te słowa odczytać? Możemy uznać, że przemiana Jarosława Kaczyńskiego jest większa niż do tej pory myśleliśmy. Czyli, że szef formacji budowanej na programie przeciwwagi do porządku demokratycznego III RP nie tylko rezygnuje z budowy IV RP. On w myśl idei zakończenia wojny polsko-polskiej, którą przecież nie on wywołał (sic!), nie tylko przestał się identyfikować z własnym programem, ale jest również gotów przyznać się do swoich lewicowych proweniencji. Idzie nawet dalej - jest gotów zaakceptować postkomunizm, ponieważ to tak naprawdę jest lewica. A skoro lewicą jest także on i jego formacja, to już, Panie Napieralski, możemy współpracować...
Jak się okazuje, my, maluczcy, nie widzieliśmy, że Jarosław Kaczyński kontestował i zwalczał postkomunizm z pozycji... lewicowych.
Te słowa są oczywiście skierowane są do wyborców lewicowych, elektoratu SLD i Grzegorza Napieralskiego. Nie ma obawy, że zniechęcą do Kaczyńskiego tradycyjny elektorat PiS. Betonowi wyborcy tej partii przyjmą je w sposób naturalny. Po koalicji z Samoobroną i LPR już wiedzą, że dla "wyższych celów" każdy, najbardziej nawet zgniły kompromis jest do przyjęcia. Gorzej jednak z jego zapleczem intelektualnym i medialnym. Nie wiem, jak sobie poradzą z tego rodzaju deklaracją tacy intelektualiści, jak Andrzej Zybertowicz, Zdzisław Krasnodębski, czy Ryszard Legutko. A co powie poeta Rymkiewicz, który niedawno napisał:
"Ojczyzna jest w potrzebie - to znaczy: łajdacy
Znów wzięli się do swojej odwiecznej tu pracy (...)
To co nas podzieliło - to się już nie sklei
Okazuje się, że jedno zdanie Jarosława Kaczyńskiego może jednak skleić...
A tak na serio w zmianie poglądów Jarosława Kaczyńskiego jest jednak logika polityczna, płytka logika, jak płytka jest przemiana szefa PiS.
Projekt IV RP Jarosława Kaczyńskiego był intelektualnie miałki, ale pociągający swoją prostotą. Oparto go o polski katolicyzm, nacjonalizm i polocentryczny pseudo-mesjanizm. Do tego dodano wroga - postkomunistów, a później i Platformę Obywatelską - i otrzymano populistyczny ruch polityczny, który daje te solidne trzydzieści kilka procent głosów. To jednak nie wystarcza, aby zdobyć fotel prezydencki, a w przyszłości odzyskać władzę. Trzeba więc zmienić retorykę i przystosować ją do oczekiwań – tym razem elektoratu lewicowego. Tak, jak kiedyś PiS dostosował się do oczekiwań wyborców LPR i Andrzeja Leppera.
- My się nie boimy żadnych zarzutów. Niech nam mówią, że jesteśmy lewicowi, może i trochę jesteśmy. Dzisiaj zresztą warto używać słowa „lewica". Ja już będę od dziś używał tego słowa, nie będę używał słowa "postkomunizm", którego używałem…
Jak możemy te słowa odczytać? Możemy uznać, że przemiana Jarosława Kaczyńskiego jest większa niż do tej pory myśleliśmy. Czyli, że szef formacji budowanej na programie przeciwwagi do porządku demokratycznego III RP nie tylko rezygnuje z budowy IV RP. On w myśl idei zakończenia wojny polsko-polskiej, którą przecież nie on wywołał (sic!), nie tylko przestał się identyfikować z własnym programem, ale jest również gotów przyznać się do swoich lewicowych proweniencji. Idzie nawet dalej - jest gotów zaakceptować postkomunizm, ponieważ to tak naprawdę jest lewica. A skoro lewicą jest także on i jego formacja, to już, Panie Napieralski, możemy współpracować...
Jak się okazuje, my, maluczcy, nie widzieliśmy, że Jarosław Kaczyński kontestował i zwalczał postkomunizm z pozycji... lewicowych.
Te słowa są oczywiście skierowane są do wyborców lewicowych, elektoratu SLD i Grzegorza Napieralskiego. Nie ma obawy, że zniechęcą do Kaczyńskiego tradycyjny elektorat PiS. Betonowi wyborcy tej partii przyjmą je w sposób naturalny. Po koalicji z Samoobroną i LPR już wiedzą, że dla "wyższych celów" każdy, najbardziej nawet zgniły kompromis jest do przyjęcia. Gorzej jednak z jego zapleczem intelektualnym i medialnym. Nie wiem, jak sobie poradzą z tego rodzaju deklaracją tacy intelektualiści, jak Andrzej Zybertowicz, Zdzisław Krasnodębski, czy Ryszard Legutko. A co powie poeta Rymkiewicz, który niedawno napisał:
"Ojczyzna jest w potrzebie - to znaczy: łajdacy
Znów wzięli się do swojej odwiecznej tu pracy (...)
To co nas podzieliło - to się już nie sklei
Okazuje się, że jedno zdanie Jarosława Kaczyńskiego może jednak skleić...
A tak na serio w zmianie poglądów Jarosława Kaczyńskiego jest jednak logika polityczna, płytka logika, jak płytka jest przemiana szefa PiS.
Projekt IV RP Jarosława Kaczyńskiego był intelektualnie miałki, ale pociągający swoją prostotą. Oparto go o polski katolicyzm, nacjonalizm i polocentryczny pseudo-mesjanizm. Do tego dodano wroga - postkomunistów, a później i Platformę Obywatelską - i otrzymano populistyczny ruch polityczny, który daje te solidne trzydzieści kilka procent głosów. To jednak nie wystarcza, aby zdobyć fotel prezydencki, a w przyszłości odzyskać władzę. Trzeba więc zmienić retorykę i przystosować ją do oczekiwań – tym razem elektoratu lewicowego. Tak, jak kiedyś PiS dostosował się do oczekiwań wyborców LPR i Andrzeja Leppera.