Polska piłka odbija się od dna
Dodano:
Organizowane w Polsce i na Ukrainie Euro 2012 będzie prawdziwą piłkarską ucztą dla krajowych kibiców futbolu. Niestety coś kosztem czegoś. Przez ten czas zostaniemy pozbawieni jakichkolwiek meczów w wydaniu reprezentacyjnym. Pozostają emocje związane z piłką klubową, a z tą w polskim wydaniu, ostatnio słabo.
W mijającym tygodniu dowiedzieliśmy się, że nasza Ekstraklasa zajmuje 67 miejsce na świecie. Poziom naszej piłki pokazał Lech Poznań w eliminacjach do Ligi Mistrzów, kiedy cudem wygrał z mistrzem Azerbejdżanu. Z kolei Ruch Chorzów prześlizgnął się do kolejnej rundy kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej po dwóch remisach z drużyną z Malty. Na pocieszenie ujrzeliśmy wysokie zwycięstwo krakowskiej Wisły nad litewskim FC Šiauliai.
Komentatorzy sportowi zgodnym chórem mówią, że jest źle i gorzej być nie może. Jednak było. Polska piłka klubowa sięgnęła już dna i może nie widać wyraźnego odbicia, ale jest powolne wdrapywanie się ku górze. Bo że z polską piłką było źle to każdy kibic wiedział od dwóch dziesięcioleci. Europejskie przebłyski Widzewa, Legii, a później Wisły i Lecha tylko na chwilę pozwalały mieć nadzieję, że możemy dogonić europejską czołówkę. Potrzebna była praca u podstaw i uporanie się z problemami. Z tymi mniej sportowymi powoli się udaje.
Na ekstraklasie rosły dwa wrzody, korupcja i stadionowi chuligani. Niestety nie zostały całkowicie wycięte, ale przynajmniej są starania, które w znacznym stopniu ograniczają obie patologie.
Do walki z pierwszym problemem, o dziwo, przyłożyli się politycy. W 2003 roku wprowadzili zmiany do kodeksu karnego, definiując nowy rodzaj przestępstwa – przekupstwo sportowe. W tym momencie prokuratura wiedziała już co robić i worek się rozwiązał. Co i rusz pojawiają się informacje o nowych oskarżonych i skazanych. Największe procesy dopiero przed nami. Czy ekstraklasa jest już czysta, tego nie wiemy, może za parę lat wyjdą nowe fakty, ale przynajmniej nie ma już „kolejek cudów".
Drugi wrzód to chuligani, pseudokibice i stadionowi bandyci. Był okres kiedy zdominowali stadiony. Media z rozżaleniem pokazywały obrazki z krajów zachodnich, gdzie całe rodziny chodziły na mecze. W tej kwestii zaczynamy doganiać pozostałe kraje Europy. Na mecze piłkarskie coraz częściej chodzą ludzie, którzy nie są oddanymi fanami barw klubowych, ale po prostu mają ochotę na sportową rozrywkę – i w końcu dla nich też jest miejsce. Stadiony przestały być miejscami niebezpiecznymi. Niemała w tej kwestii zasługa samych klubów, którym pseudokibice się po prostu nie opłacali. Po pierwsze za każdą wywołaną burdę trzeba płacić niemałe pieniądze. Po drugie, pseudokibice robią klubowi czarny PR, a to źle działa na sponsorów, którzy są finansowym być albo nie być dla każdego zespołu.
Kiedyś cieszyliśmy się gdy na drodze do Ligi Mistrzów stawały nam zespoły z Rumunii, Grecji albo Belgii. Teraz na Lecha czeka czeska Sparta, mało kto stawia na Poznaniaków, kibice po cichu liczą na niespodziankę. Jeśli się nie uda to pozostaje „nic się nie stało", Mistrzostw Europy za słabe wyniki klubów przecież nikt nam nie odbierze.
Komentatorzy sportowi zgodnym chórem mówią, że jest źle i gorzej być nie może. Jednak było. Polska piłka klubowa sięgnęła już dna i może nie widać wyraźnego odbicia, ale jest powolne wdrapywanie się ku górze. Bo że z polską piłką było źle to każdy kibic wiedział od dwóch dziesięcioleci. Europejskie przebłyski Widzewa, Legii, a później Wisły i Lecha tylko na chwilę pozwalały mieć nadzieję, że możemy dogonić europejską czołówkę. Potrzebna była praca u podstaw i uporanie się z problemami. Z tymi mniej sportowymi powoli się udaje.
Na ekstraklasie rosły dwa wrzody, korupcja i stadionowi chuligani. Niestety nie zostały całkowicie wycięte, ale przynajmniej są starania, które w znacznym stopniu ograniczają obie patologie.
Do walki z pierwszym problemem, o dziwo, przyłożyli się politycy. W 2003 roku wprowadzili zmiany do kodeksu karnego, definiując nowy rodzaj przestępstwa – przekupstwo sportowe. W tym momencie prokuratura wiedziała już co robić i worek się rozwiązał. Co i rusz pojawiają się informacje o nowych oskarżonych i skazanych. Największe procesy dopiero przed nami. Czy ekstraklasa jest już czysta, tego nie wiemy, może za parę lat wyjdą nowe fakty, ale przynajmniej nie ma już „kolejek cudów".
Drugi wrzód to chuligani, pseudokibice i stadionowi bandyci. Był okres kiedy zdominowali stadiony. Media z rozżaleniem pokazywały obrazki z krajów zachodnich, gdzie całe rodziny chodziły na mecze. W tej kwestii zaczynamy doganiać pozostałe kraje Europy. Na mecze piłkarskie coraz częściej chodzą ludzie, którzy nie są oddanymi fanami barw klubowych, ale po prostu mają ochotę na sportową rozrywkę – i w końcu dla nich też jest miejsce. Stadiony przestały być miejscami niebezpiecznymi. Niemała w tej kwestii zasługa samych klubów, którym pseudokibice się po prostu nie opłacali. Po pierwsze za każdą wywołaną burdę trzeba płacić niemałe pieniądze. Po drugie, pseudokibice robią klubowi czarny PR, a to źle działa na sponsorów, którzy są finansowym być albo nie być dla każdego zespołu.
Kiedyś cieszyliśmy się gdy na drodze do Ligi Mistrzów stawały nam zespoły z Rumunii, Grecji albo Belgii. Teraz na Lecha czeka czeska Sparta, mało kto stawia na Poznaniaków, kibice po cichu liczą na niespodziankę. Jeśli się nie uda to pozostaje „nic się nie stało", Mistrzostw Europy za słabe wyniki klubów przecież nikt nam nie odbierze.