Jak wykorzystać 500 dni rządzenia? Media publiczne
Dodano:
Po wyborze Bronisława Komorowskiego na prezydenta PO zadeklarowała, że najbliższe 500 dni, jakie dzieli nas od wyborów parlamentarnych, poświęci na zmienianie państwa. Pozbawiona przeszkody w postaci weta prezydenta wywodzącego się z innego obozu politycznego Platforma deklaruje gotowość do rozpoczęcia wielkich zmian w polskiej polityce. W związku z tym Wprost24 postanowiło zapytać ekspertów, jakie zmiany są najważniejsze i czym w pierwszej kolejności powinno zająć się PO. Medioznawca, prof. Wiesław Godzic radzi rządowi, co powinno zmienić się w organizacji mediów publicznych i jak zatrzymać ich coraz szybszą degradację.
WPROST24: Czy 500 dni spokojnego rządzenia wystarczy, by rząd zrobił coś dobrego dla mediów publicznych?
Prof. Wiesław Godzic: Obecnie w Polsce, a także w całej Europie, przeżywamy kryzys mediów publicznych. Dla mnie TVP i Polskie Radio są dinozaurami, których nie da się uratować. Dzisiejsza Telewizja Polska nie potrafi już konkurować z TVN-em i Polsatem. Odgrzewanie staroci nikomu dobrze nie służy, a już na pewno nie służy głównemu nadawcy na rynku, mającemu przyciągnąć przed odbiorniki jak największą liczbę widzów, zwłaszcza tych młodych, którzy żyją w świecie mediów elektronicznych a nie mediów tradycyjnych. Palącym problemem mediów publicznych jest socjalistyczny sposób zarządzania z anachronicznymi procesami decyzyjnymi. I tu rząd mógłby wprowadzić wiele istotnych zmian – choćby „odchudzając" administrację mediów publicznych.
A może w Polsce nie da się utrzymać formuły mediów publicznych?
Moim zdaniem TVP musi z hukiem upaść, by następnego dnia mogła powstać firma inaczej zorganizowana i zarządzana. Ludziom kierującym obecnie TVP zarzucam brak profesjonalizmu. Wiem jednak, że firma, która ma jednocześnie realizować misję publiczną, zarabiać pieniądze i ścigać się z komercją jest z góry skazana na porażkę. Dlatego trzeba przyjąć wariant pośredni i, tak jak w BBC, podzielić TVP na część misyjną i komercyjną. Sprywatyzowana Dwójka zarabiałaby na siebie i ścigała się ze stacjami komercyjnymi. Jedynka zaś byłaby misyjna, dotowana z abonamentu, wspomagana niewielką, stopniowo zmniejszającą się liczbą reklam. Przy takim rozwiązaniu konieczne byłoby jednak bardziej rygorystyczne ściąganie abonamentu. Wpływy na poziomie 30 proc. świadczą o słabości państwa.
PO i SLD pracują wspólnie nad tzw. małą ustawą medialną. To dobry projekt?
Oceniam ten projekt negatywnie, ponieważ brakuje w nim rzeczy podstawowych: tego czego oczekujemy od telewizji publicznej, jak ona ma wyglądać, z ilu kanałów się składać i kto ma ją utrzymywać. W każdym projekcie biznesowym na początku stawia się cele. Tu tego nie ma. Zamiast tego są plany zarządzania firmą, która, jak rozumiem, dalej ma działać na tych samych zasadach. Co więcej - ma stać się de facto telewizją rządową. Jestem zaskoczony działaniem PO, bo przecież ta partia miała w przeszłości rozmaite pomysły naprawy mediów publicznych. Dlaczego więc zdecydowała się na reformę nie dość, że cząstkową, to jeszcze źle przygotowaną? Bez wątpienia sporą odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi posłanka Iwona Śledzińska-Katarasińska, szefowa tego projektu.
Upolitycznienie mediów publicznych zaczyna się dziś na poziomie KRRiT i Rad Nadzorczych…
Generalnie jestem zdania, że politycy powinni trzymać się jak najdalej od mediów publicznych. Jednak nie oszukujmy się - nie da się przeprowadzić odpowiednich zmian bez polityków. Podoba mi się pomysł PO i SLD, które chcą zmniejszyć liczebność rad nadzorczych. Brakuje jednak ciągle odpowiedniego sposobu myślenia o osobach zarządzających mediami publicznymi. Według mnie powinni to być sami eksperci, którzy mają opinię autorytetów w sprawach mediów publicznych.
A co należy zrobić z abonamentem? Był taki czas, że PO niemal otwarcie namawiała do tego, by go nie płacić.
Rzeczywiście forma finansowania mediów publicznych powinna być bardziej nowoczesna i mniej uciążliwa dla obywateli. Ważne jest także zbudowanie poczucia, że media publiczne zdołają się z tego podatku rzetelnie rozliczyć. Rząd musi się zastanowić nad sposobem finansowania mediów z budżetu. Suma ta powinno być sztywno związana z PKB – ustawa mogłaby określić jaki procent PKB przeznaczany będzie na media publiczne. Wtedy politycy nie mieliby możliwości manipulowania przy finansowaniu mediów.
Prof. Wiesław Godzic: Obecnie w Polsce, a także w całej Europie, przeżywamy kryzys mediów publicznych. Dla mnie TVP i Polskie Radio są dinozaurami, których nie da się uratować. Dzisiejsza Telewizja Polska nie potrafi już konkurować z TVN-em i Polsatem. Odgrzewanie staroci nikomu dobrze nie służy, a już na pewno nie służy głównemu nadawcy na rynku, mającemu przyciągnąć przed odbiorniki jak największą liczbę widzów, zwłaszcza tych młodych, którzy żyją w świecie mediów elektronicznych a nie mediów tradycyjnych. Palącym problemem mediów publicznych jest socjalistyczny sposób zarządzania z anachronicznymi procesami decyzyjnymi. I tu rząd mógłby wprowadzić wiele istotnych zmian – choćby „odchudzając" administrację mediów publicznych.
A może w Polsce nie da się utrzymać formuły mediów publicznych?
Moim zdaniem TVP musi z hukiem upaść, by następnego dnia mogła powstać firma inaczej zorganizowana i zarządzana. Ludziom kierującym obecnie TVP zarzucam brak profesjonalizmu. Wiem jednak, że firma, która ma jednocześnie realizować misję publiczną, zarabiać pieniądze i ścigać się z komercją jest z góry skazana na porażkę. Dlatego trzeba przyjąć wariant pośredni i, tak jak w BBC, podzielić TVP na część misyjną i komercyjną. Sprywatyzowana Dwójka zarabiałaby na siebie i ścigała się ze stacjami komercyjnymi. Jedynka zaś byłaby misyjna, dotowana z abonamentu, wspomagana niewielką, stopniowo zmniejszającą się liczbą reklam. Przy takim rozwiązaniu konieczne byłoby jednak bardziej rygorystyczne ściąganie abonamentu. Wpływy na poziomie 30 proc. świadczą o słabości państwa.
PO i SLD pracują wspólnie nad tzw. małą ustawą medialną. To dobry projekt?
Oceniam ten projekt negatywnie, ponieważ brakuje w nim rzeczy podstawowych: tego czego oczekujemy od telewizji publicznej, jak ona ma wyglądać, z ilu kanałów się składać i kto ma ją utrzymywać. W każdym projekcie biznesowym na początku stawia się cele. Tu tego nie ma. Zamiast tego są plany zarządzania firmą, która, jak rozumiem, dalej ma działać na tych samych zasadach. Co więcej - ma stać się de facto telewizją rządową. Jestem zaskoczony działaniem PO, bo przecież ta partia miała w przeszłości rozmaite pomysły naprawy mediów publicznych. Dlaczego więc zdecydowała się na reformę nie dość, że cząstkową, to jeszcze źle przygotowaną? Bez wątpienia sporą odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponosi posłanka Iwona Śledzińska-Katarasińska, szefowa tego projektu.
Upolitycznienie mediów publicznych zaczyna się dziś na poziomie KRRiT i Rad Nadzorczych…
Generalnie jestem zdania, że politycy powinni trzymać się jak najdalej od mediów publicznych. Jednak nie oszukujmy się - nie da się przeprowadzić odpowiednich zmian bez polityków. Podoba mi się pomysł PO i SLD, które chcą zmniejszyć liczebność rad nadzorczych. Brakuje jednak ciągle odpowiedniego sposobu myślenia o osobach zarządzających mediami publicznymi. Według mnie powinni to być sami eksperci, którzy mają opinię autorytetów w sprawach mediów publicznych.
A co należy zrobić z abonamentem? Był taki czas, że PO niemal otwarcie namawiała do tego, by go nie płacić.
Rzeczywiście forma finansowania mediów publicznych powinna być bardziej nowoczesna i mniej uciążliwa dla obywateli. Ważne jest także zbudowanie poczucia, że media publiczne zdołają się z tego podatku rzetelnie rozliczyć. Rząd musi się zastanowić nad sposobem finansowania mediów z budżetu. Suma ta powinno być sztywno związana z PKB – ustawa mogłaby określić jaki procent PKB przeznaczany będzie na media publiczne. Wtedy politycy nie mieliby możliwości manipulowania przy finansowaniu mediów.
Przeczytaj poprzednie rozmowy z cyklu "Jak wykorzystać 500 dni rządzenia?" poświęcone:
- gospodarce