"Chopin": młodzież chce płynąć dalej, rodzice apelują o wsparcie remontu
Bosmani mieli najgorzej
- Wszyscy ufaliśmy kapitanowi, który na co dzień informował nas o sytuacji. Nie wolno nam było wchodzić na pokład, bo było niebezpiecznie, ale wiedzieliśmy, dokąd płyniemy, kto nas holuje i jakie są warunki na morzu. Dzięki temu mieliśmy obraz sytuacji i byliśmy spokojni - zapewnił Miłosz Zieliński. - Najcięższą pracę mieli bosmani i oficerowie na górze. Większość z nas starała się zachowywać tak, jakby się nic nie stało. Mieliśmy nieprzewidzianą przerwę w nauczaniu, ale teraz chcemy iść dalej z programem nauczania i nadal będziemy mieć lekcje - zaznaczyła Małgorzata Michalkiewicz.
Maszt to nie gałąź
- Płynęliśmy pod zredukowanym ożaglowaniem. Trudności doświadczyliśmy, gdy bukszpryt przy sztormowej pogodzie odchylił się o około 30 stopni w prawo. Spowodowało to spadek napięcia na sztagach. Fokmaszt złamał się w dwóch miejscach. Przez pewien czas wisiał jeszcze na olinowaniu, niebezpiecznie się kiwając. W końcu runął - opisał przejścia "Fryderyka Chopina" drugi oficer Maciej Ostrowski. - Upadek nie był gwałtowny. Nie przypominał w niczym spadku obciętej gałęzi. Był stopniowy, choć nieuchronny. Kolejne liny pękały, jedna po drugiej. Nie dopuściliśmy do tego, by upadek masztów zdestabilizował statek. Kadłub na szczęście nie został uszkodzony, ale oba maszty muszą zostać odbudowane - zaznaczył.
Po uprzątnięciu pokładu gimnazjaliści wrócą na żaglowiec, gdzie będą kontynuować naukę. "Szkoła pod Żaglami" 3 października wyruszyła z Sopotu w rejs, który miał potrwać do stycznia 2011 r. Ostatnim portem w Wielkiej Brytanii był Plymouth, skąd statek wziął kurs na Zatokę Biskajską. Sztorm zaskoczył żaglowiec w odległości około 60 km od wysp Scilly. Do Falmouth odholował go kuter rybacki Nova Spiro w eskorcie holowników. Dla młodzieży wyprawa jest nagrodą za całoroczny wolontariat m.in. w Caritas Polska. Caritas obok ZHP jest partnerem "Szkoły pod Żaglami". Kadra pedagogiczna została wyłoniona z konkursu. Każdy z nauczycieli ma po kilka specjalności. Fundacja "Szkoła pod żaglami Krzysztofa Baranowskiego" powstała rok temu. Jej głównym celem jest realizacja projektu "Dookoła Świata za Pomocną Dłoń", który nawiązuje do zainicjowanej przed 25 laty idei Szkoły pod Żaglami.
Rodzice proszą o wsparcie
Tymczasem rodzice gimnazjalistów z "Fryderyka Chopina" zaapelowali o pomoc finansową potrzebną na remont statku, tak aby także inne dzieci, w kolejnych latach mogły brać udział w "Szkole pod żaglami". - Może ludzie dobrej woli będą chcieli wspomóc kapitana Baranowskiego i całą ideę "Szkoły pod żaglami". Nie chodzi o pieniądze dla naszych dzieci, żeby dopłynęły na Karaiby, bo takiej możliwości już raczej nie ma. Ważne jest, żeby Fryderyk Chopin został jak najszybciej naprawiony, żeby te pieniądze pozwoliły fundacji przetrwać i żeby następne pokolenie czternastolatków za rok mogło wziąć udział w takiej fajnej imprezie jak podróż dookoła świata - powiedział Tomasz Jeleński, tata Kuby.Także mama Ali, Sylwia Kromka mówiła, że to, czy inne dzieci w przyszłości będą mogły wziąć udział w podobnych rejsach "zależy od pomocnych dłoni", na które teraz czekają. - Wierzymy, że ta idea szkoły będzie zrealizowana - zaznaczyła.
Na krótko przed wpłynięciem do Zatoki Biskajskiej (160 km na południowy zachód od wysp Scilly) w piątek rano polski żaglowiec Fryderyk Chopin natrafił na sztormową pogodę i przy sile wiatru dochodzącej do 9 stopni w skali Beauforta stracił oba maszty wskutek złamania bukszprytu - drzewca stanowiącego podparcie obu masztów. Jednostce pospieszyły na pomoc trzy statki znajdujące się w pobliżu, które odebrały jego sygnał SOS. Następnie na hol wziął go kuter rybacki "Nova Spiro", a w asyście płynęły na zmianę dwa holowniki. Po otrzymaniu wyceny kosztów napraw armator zdecyduje, gdzie "Fryderyk Chopin" zostanie naprawiony: na miejscu czy w stoczni w Gdyni, gdzie został zbudowany w 1992 r.
zew, PAP