"PiS postawił wszystko na jedną kartę. Nie najmocniejszą"
Zdaniem politologa partia poniesie większe straty w związku z usunięciem posłanek, niż stałoby się to w sytuacji, gdyby władze partii dalej pozwalałyby im dyskutować o sytuacji w PiS. - Tą decyzją PiS zapewnił sobie kilkudniowy medialny spektakl, przez kilka dni kampanii wyborczej wszystko, co na ten temat będą mówić - zarówno członkowie partii, jak i wyrzucone posłanki - będzie poddawane w wątpliwość i roztrząsane - ocenił. Dodał, że "jest to postawienie wszystkiego na jedną kartę i to nie najmocniejszą". - Jeśli traktować to jako odpowiedź na słowa posła Jacka Kurskiego, że PiS może wrócić do władzy tylko w razie jakiejś katastrofy (Kurski wyraził taką opinię w rozmowie z "Wprost"), zakładając, że jest to wybranie jednoznacznego przekazu, bez niuansów, jakie były widoczne w kampanii prezydenckiej, to trzeba powiedzieć, że nie jest to najskuteczniejsza strategia - ocenił dr Flis przypominając, że żadne z tegorocznych tragicznych wydarzeń (katastrofa smoleńska, powódź, zabójstwo działacza PiS w Łodzi) "nie uwiarygodniło przekazu PiS i nie wzmocniło partii w sondażach".
Politolog zastanawia się co teraz zrobią usunięte z partii posłanki. - Czy będą czekać na powrót do PiS w nowej roli, czy będą próbować stworzyć własną formację, czy raczej szukać miejsca w istniejących strukturach? - zastanawia się. Jego zdaniem "jest mało prawdopodobne, by znalazły miejsce w PO". - Ale mogłyby np. stworzyć skrzydło w PSL - ocenia. - PSL nie ma urzędujących posłów, którzy zdobyli mandat w wielkich miastach, więc nie ma tej blokady, że ktoś z czołówki musiałby się przesunąć, by zrobić im w przyszłości miejsce na listach. To mógłby być taki łagodny PiS w PSL - zagrożenie dla PiS i deska ratunkowa dla PSL - prognozuje politolog.
PAP, arb