Uwolnienie Aung San Suu Kyi to farsa
Jednak próby wykorzystania ograniczonej wolności do walki o prawa Birmańczyków "spotykały z natychmiastowym oporem reżimu" - podaje dziennik. Przypomina, że w połowie lat 90. Suu Kyi została zaproszona na spotkanie na przedmieściach Rangunu. Jednak siły bezpieczeństwa nie pozwoliły jej wziąć w nim udziału, twierdząc, że mogli w nim uczestniczyć jedynie Karenowie (mniejszość narodowa w Birmie). Osoby, które wystosowały zaproszenie, aresztowano.
Z kolei gdy Suu Kyi chciała udać się koleją do drugiego co do wielkości miasta Birmy, Mandalaj, w jej wagonie wykrywano usterki lub pociągi ruszały z innego niż zapowiadano peronu. "Reżim nie ograniczył się tylko do tanich sztuczek" - ocenia "WSJ". W 1996 roku bandyci ranili współpracowników opozycjonistki, atakując kamieniami i łańcuchami konwój pojazdów, którym podróżowali oni wraz z Suu Kyi. W rezultacie opozycjonistka ponad tydzień musiała spędzić w swoim samochodzie. W 2003 roku znowu została zaatakowana. W masakrze w Depayin zginęło ok. 70 osób kojarzonych z partią Suu Kyi, czyli z Narodową Ligą na rzecz Demokracji (NLD), a pozostałe otrzymały surowe wyroki.
Według "WSJ", "dzisiaj nic nie wskazuje na to, że rząd ma zamiar przeprowadzić reformy lub pozwolić Suu Kyi i jej partii na aktywność polityczną". Dlatego właśnie tuż przed jej uwolnieniem wojskowi przeprowadzili fikcyjne wybory i rozwiązali NLD. "Jeśli przywódcy Birmy oczekują, że ich wizerunek za granicą zostanie odbudowany dzięki pozornej wielkoduszności, powinni zostać wyprowadzeni z błędu. Birma nigdy nie będzie traktowana jak normalny kraj, dopóki Suu Kyi nie będzie naprawdę wolna" - ocenia gazeta.
PAP