Remanent świąteczny czyli świat na nogach

Dodano:
(Felieton z makiem, pieprzem i wazeliną)
Ludzie kochane, co też to się dzieje?! Znowu wydajemy "Tygodnik Powszechny" i to ten stary, reakcyjny czyli po nowemu postępowy a nie ten drugi, postępowy czyli właśnie reakcyjny. Bo świat się przekręcił, to co stało na głowie stanęło na nogach a głowy wraz z nosami poszły do góry. Wszystko się w Polsce zmieniło i pomieszało, posłuchajcie tylko: ci co siedzieli w ciupie siedzą w ministerstwie, ci co siedzieli w ministerstwie (bezpieczeństwa) siedzą w ciupie, komar został dowódcą a dowódcy odlecieli jak komary, w szkołach uczą religii a w akademiach teologicznych marksizmu, minister Bieńkowski służy do mszy a Bolesław Piasecki uparcie tańczy Mazura — świat na opak, jak Boga kocham! A co za zmiany w Związku Literatów, o rety: Woroszylski jest za Batorego pod Pskowem, Wyka Kazimierz za byłego męczennika, Otwinowski za stalinistę, ja za postępowca, Brandys za milczącego a Słonimski za prezesa. Zawieyski mięknie (bo rząd mięknie), Ważyk twardnieje (z tegoż powodu), Morcinek się zarzeka, że to nie on wymyślił Stalinogród, Stalina w księgarniach ani na lekarstwo, za to Dostojewskiego — w bród. Ludzie wydzierają sobie polską prasę pazurami a za uszy trzeba ich ciągnąć do Wolnej Europy, prasa pisze po prostu, nawet Osmańczyk i pani Artymowska wyglądają, jakby coś niecoś zrozumieli O rety — i wyznajże się na tym wszystkim człowieku! Żeby chociaż mózg nam oświeciło jakoweś światło; ale cóż: światło było w bezpieczeństwie a teraz jest w niebezpieczeństwie, bo go prokurator w tej Hameryce szuka. Nawet obrzędy się zmieniły: w Warszawie nikt już nie korzy się przed Wszechmocnym Putramentem, za to w Lublinie na akademiach śpiewają psalmy Gomółki. Księża patrioci poszli na rekolekcje, wrogowie ludu są znowu za patriotów, Rusinek za kozaka, baran został ministrem zdrowia, Mackiewicz złotouście poucza nas o Londynie i Puszkinie, Kott o Nocy Listopadowej, Tyrmand o jazzie i Piaseckim, a Koźniewski o Koestlerze. Gwar, ruch, zamęt, iluminacja, anieli śpiewają, bydlęta klękają, hej kolęda, kolęda! Jeden tylko jeden cud, z partią polską polski lud! Czerwony polonez a nie biały mazur, wszystkie pary w lewo, kupą mości panowie, kupą!!

W ogólnym zamęcie nie zmienili się tylko: Wiech, pensje, Pałac Kultury i imć poseł Frankowski. Ten ostatni pozostał wszakże wierny sobie od czasów Boya. Pamiętacie:

"Żadnych politycznych
Nie zna on przesadów,
Każda Partia dobra,
Byle dojść do rządów!
Z jednymi tachluje,
Od drugich skorzysta,
Dalej se posłuje,
Ino sobie śwista!"

Ale nie narażajmy się Szanownemu Posłowi, skoro mamy zamiar iść w jego ślady i wierszyk ten przyjąć sobie za motto. Wróćmy do naszego dzwoneczka niedzielnego czyli do "Tygodnika Powszechnego". Wraz z pierwszą gwiazdką i z wigilijną rybką otrzymacie pod choinkę nasz pierwszy numerek. I odtąd co tydzień już raczyć Was będziemy tą mdłą jak kluski z makiem potrawą. Ale z góry zastrzegamy: wiele sobie po nas nie obiecujcie. Czekacie, że Wam powiemy jakieś ważkie Słowo, tymczasem nic z tego: starzyśmy już i do niczego. Turowicz osiwiał i zdewociał, Gołubiew przygarbił się, jakby całą historię Polski od czasów Chrobrego nosił na ramionach, Woźniakowski liczną obarczony rodziną, Zawieyski i ja ze Stommą ziemniaczaną w posty aspirujemy (głosujcie, głosujcie!). Nasze panie, choć piękne, też już się nieco duchem posunęły: mamy dwie hrabiny Morstin Górskie Starozawieyskie i dzielną lecz historyczną Hannę Malewską. Jest pełen  wigoru ksiądz Andrzej Bardecki, ale on tylko w kalendarzach katolickich się specjalizuje, kręci się też trochę młodzieży melancholijnej i wyblakłej (co lepsi odeszli do marksistów), rozmaite Herberty, Kubiaki, Najdery, Chrzanowscy, którym na próżno polski Armstrong-Tyrmand na jazzowym Matuszkiewiczu przygrywa. Jest jeszcze portret księdza Piwowarczyka na ścianie, teka Stańczyka w ręku no i — błogosławieństwo od św. Wiesława. Wszystko to niewiele — bardzo niewiele. Z czym do gościa, z czym tu zbawiać Polskę?!

Dlatego więc Kochani — do Was apelujemy. "Tygodnik Powszechny" to szopka świąteczna, którą myśmy z otrzymanego na przydział budulca przemyślną sztuką dla Was zbudowali. Ale jasełka w tej szopce to już Wy będziecie odgrywali — ta szopka jest dla Was. Wy postawicie żłób (przecież ja go nie zastąpię), Wy wprowadzicie Wołu i Osła (nie odegrają ich przecież ani Gołubiew ani Stomma), Wy nasypiecie siana (skąd ma go naczerpać Turowicz — przecież nie z głowy?!), Wy kołysać będziecie Dzieciątko, Wy sprowadzicie królów i pasterzy. Do Was należy przedziwne szopkowe światło i choinka i wszystko co Jego jest. Nie chodzi o to, aby w tej szopce "Tygodnikiem" zwanej popisywało się zawsze tych samych paru facetów, chodzi o to abyście ruszyli tutaj ławą odgrywać piękne polskie jasełka. Potrzebujemy Was, zapraszamy, to Wy szukać tu będziecie Nowego Słowa. Słowo takie nie wyskoczy jak diablik z pudełka czy z flaszki, nad Słowem takim pracować tu musimy wszyscy, wszyscy pospołu złączeni, tak jak to złączyło się w dzisiejszej Polsce — pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna. A więc, czytając pod choinką ten pierwszy, przez nas starców sfastrygowany numer "Tygodnika" oraz widząc brodate kawały w tym felietonie się kiwające, zrozumcie: to jest dopiero scena, scena dla Was, dla Waszych jasełek. Grajcie na niej, śpiewajcie, rozrabiajcie, tylko nie ględźcie — ku chwale Ojczyzny i kultury, czego i sobie życzę.

25 XII 1956, TP nr 415

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...