Obama prowadzi anachroniczną politykę zagraniczną
"Niebezpieczeństwo wojny miedzy dwoma państwami (USA i Rosją - PAP) jest obecnie minimalne i niezależnie od traktatu rosyjski arsenał atomowy najprawdopodobniej i tak stopnieje w najbliższych latach" - pisze komentator. Według niego, przyczyną nacisku kładzionego przez prezydenta na sprawę START jest to, że dojrzewał on intelektualnie w pierwszej połowie lat 80., kiedy lewica w USA i Europie Zachodniej toczyła kampanię o zamrożenie zbrojeń nuklearnych. Wskutek panującego wtedy napięcia w stosunkach między USA a ZSRR obawiano się nawet wojny atomowej.
Na studiach na Uniwersytecie Columbia - przypomina Diehl - Obama napisał nawet w 1983 r. artykuł do uczelnianej gazety, w którym roztoczył wizję "świata wolnego od broni atomowej". "Czy nic się nie zmieniło w ciągu ostatniego półwiecza? W istocie, wszystko się zmieniło, szczególnie jeśli chodzi o kontrolę zbrojeń nuklearnych. Nie zmienił się, jak się wydaje, prezydent Obama, który prowadzi anachroniczną politykę zagraniczną, osłabiającą jego administrację w kraju i za granicą" - pisze autor. Znacznie większym bowiem zagrożeniem, niż rosyjska broń atomowa, jest - jego zdaniem - "zagrożenie nuklearne z takich krajów jak Korea Północna, Iran i Syria i może ze strony organizacji terrorystycznych".
Z wymienionych trzech państw tylko Korea Północna ma broń nuklearną - w ilości nieporównywalnej do arsenału rosyjskiego. Diehl przyznaje jednocześnie, że ratyfikacja nowego układu START jest potrzebna, "choćby po to, by zapewnić ciągłe monitorowanie rosyjskich rakiet". Po wygaśnięciu poprzedniego układu START amerykańscy inspektorzy nie mogą kontrolować na miejscu rosyjskich wyrzutni i innych instalacji rakietowych. Diehl pomija jednak inne argumenty na rzecz ratyfikacji traktatu - przytaczane przez popierających ją przywódców Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polski - jak utorowanie drogi do negocjacji z Rosją na temat taktycznej broni nuklearnej.
pap, ps