Argentyna nad przepaścią (aktl.)
Dodano:
Przywrócono stan wyjątkowy w stołecznej prowincji Argentyny, Buenos Aires. Zamieszki i kryzys argentyński - trwają.
Tymczasowe władze Argentyny przywróciły stan wyjątkowym w stołecznej prowincji Buenos Aires. Minister spraw wewnętrznych, Miguel Angel Toma, podjął decyzję przywracającą stan wyjątkowy na prośbę gubernatora prowincji, Carlosa Ruckaufa, w związku z utrzymującym się tam napięciem. W prowincji Buenos Aires mieszka 14 mln ludzi, czyli 39 proc. obywateli.
Wcześniej prezydent Argentyny Fernando de la Rua podał się do dymisji i opuścił śmigłowcem Pałac Prezydencki w Buenos Aires. Zamieszki nadal trwają.
W liście do Kongresu Narodowego (parlamentu) prezydent wyjaśnił, że zdecydował się na ten krok, ponieważ opozycja nie zgodziła się na utworzenie koalicji, która mogłaby zażegnać najpoważniejszy od 10 lat bunt społeczny.
De la Rua wyraził nadzieję, że jego odejście przyczyni się do odbudowania ładu społecznego i położy kres zamieszkom, w których zginęły już 22 osoby.
Wcześniej opozycja odmówiła przystąpienia do zaproponowanego przez szefa państwa rządu jedności narodowej. "Peroniści będą nadal występować jako opozycja i nie wezmą udziału w żadnym współrządzeniu" - oświadczył blok peronistyczny w Izbie Deputowanych.
De la Rua zaprosił w czwartek peronistyczną opozycję do udziału w rządzie jedności narodowej, podkreślając konieczność położenia kresu zamieszkom. Przemawiając w telewizji, prezydent oświadczył, że nowa, wielopartyjna władza powinna zająć się reformą polityczną i rozważyć zmiany konstytucji.
Zgodnie z konstytucją Argentyny, w wypadku dymisji prezydenta obowiązki szefa państwa, za zgodą Kongresu Narodowego, przejmuje przewodniczący Senatu. Urząd ten sprawuje obecnie peronista Ramon Puerta. Może on albo dokończyć kadencję de la Rua, albo rozpisać przedterminowe wybory prezydenckie.
Zamieszki nie ustały także po tym, gdy prezydent kraju Fernando de la Rua ogłosił swoją dymisję.
les, pap
Wcześniej prezydent Argentyny Fernando de la Rua podał się do dymisji i opuścił śmigłowcem Pałac Prezydencki w Buenos Aires. Zamieszki nadal trwają.
W liście do Kongresu Narodowego (parlamentu) prezydent wyjaśnił, że zdecydował się na ten krok, ponieważ opozycja nie zgodziła się na utworzenie koalicji, która mogłaby zażegnać najpoważniejszy od 10 lat bunt społeczny.
De la Rua wyraził nadzieję, że jego odejście przyczyni się do odbudowania ładu społecznego i położy kres zamieszkom, w których zginęły już 22 osoby.
Wcześniej opozycja odmówiła przystąpienia do zaproponowanego przez szefa państwa rządu jedności narodowej. "Peroniści będą nadal występować jako opozycja i nie wezmą udziału w żadnym współrządzeniu" - oświadczył blok peronistyczny w Izbie Deputowanych.
De la Rua zaprosił w czwartek peronistyczną opozycję do udziału w rządzie jedności narodowej, podkreślając konieczność położenia kresu zamieszkom. Przemawiając w telewizji, prezydent oświadczył, że nowa, wielopartyjna władza powinna zająć się reformą polityczną i rozważyć zmiany konstytucji.
Zgodnie z konstytucją Argentyny, w wypadku dymisji prezydenta obowiązki szefa państwa, za zgodą Kongresu Narodowego, przejmuje przewodniczący Senatu. Urząd ten sprawuje obecnie peronista Ramon Puerta. Może on albo dokończyć kadencję de la Rua, albo rozpisać przedterminowe wybory prezydenckie.
Zamieszki nie ustały także po tym, gdy prezydent kraju Fernando de la Rua ogłosił swoją dymisję.
les, pap