Fotyga na Greenpoincie. "Uzyskaliśmy istotną wiedzę"
To nie koniec
Jako bzdurne uznała opinie, że dowódca sił powietrznych generał Andrzej Błasik siedział za sterami Tupolewa przed katastrofą, że samolot podchodził czterokrotnie do lądowania, a właściwie to prezydent Lech Kaczyński dowodził maszyną i zmusił załogę do lądowania. - To wszystko było nieprawdą i trzeba było to dobitnie naszym partnerom powiedzieć - tłumaczyła.
Pytana, czy reprezentacja ustawodawców amerykańskich, z którymi się polska delegacja spotkała, jest wystarczająco silna, by przeforsować sprawę (międzynarodowej komisji - red.), Fotyga powiedziała m.in.: "Sądzę, że to jest bardzo dobry początek. My na tym nie zakończyliśmy naszej pracy. Mamy mnóstwo planów dotyczących dalszych działań". Przypomniała, że delegacja pojechała do USA z poparciem ponad 330 tys. obywateli polskich i amerykańskich polskiego pochodzenia, którzy podpisali petycję w sprawie umiędzynarodowienia śledztwa smoleńskiego.
Polska by mogła, gdyby chciała
Na pytanie, czy sądzi, że sama Polska nie może sobie poradzić z problemem i potrzebuje pomocy amerykańskiej, była szefowa dyplomacji odpowiedziała: "Myślę, że Polska potrafiłaby sobie świetnie poradzić, gdyby chciała i umiała, a przede wszystkim, gdyby była zdecydowana". Fotyga nie zgodziła się z sugestią jednego z sędziwych uczestników spotkania na Greenpoincie, który twierdził, że według amerykańskich pilotów zaznajomionych z relacjami na temat lotu, winę za katastrofę ponoszą polscy piloci. Zaręczała, że znała pilotów osobiście i że reprezentowali najwyższą klasę.
Fotyga wskazała na potrzebę nagłośnienia sprawy niewłaściwego przebiegu śledztwa, ponieważ - jej zdaniem - budzi to niepokój. Nawiązując do spotkań w Kongresie wypowiadała się z optymizmem o szansach powołania międzynarodowej komisji w sprawie katastrofy. Wezwała jednocześnie zgromadzonych na spotkaniu, aby nakłaniali do tego amerykańskich senatorów i członków Izby Reprezentantów.
zew, PAP