"Dyplomaci będą musieli opuścić placówki"
Mroziewicz jest zdania, że język dyplomacji, z jakim możemy się zapoznać dzięki Wikileaks nie powinien dziwić. Zastrzegł jednak, że przy przekazywaniu informacji podobnego typu, jak te ujawnione przez portal, można używać niekoniecznie dosadnych terminów. - Dyplomacja jest sztuką unikania konfliktów. Jeżeli tak ma być, to trzeba założyć, że jeśli coś ujrzy światło dzienne, poza kanałem dyplomatycznym szyfrowanym, to nie spowoduje konfliktu - zaznaczył.
Mroziewicz odmówił odpowiedzi na pytanie, czy gdy był ambasadorem używał w tajnych depeszach języka, który po ewentualnym ujawnieniu korespondencji mógłby wpłynąć na jego pozycję w kraju go goszczącym. Mroziewicz podkreśla, że zna języki dyplomatyczne wielu państw i każdy z nich jest inny, a wynika to ze specyfiki kultury w danym państwie. Jako przykład podał angielski i amerykański, które - jak zaznaczył - różnią się między sobą. Mroziewicz uważa, że język amerykańskiej dyplomacji "jest precyzyjny i dosłowny".
Portal Wikileaks ujawnił w weekend poufne dokumenty dyplomatyczne Stanów Zjednoczonych. Zawierają one m.in. szczere opinie na temat zagranicznych przywódców i ocenę zagrożeń terrorystycznych i nuklearnych. Wśród 250 tysięcy ujawnionych w niedzielę wieczorem depesz ambasad USA są dokumenty wysłane m.in. przez dyplomatów amerykańskich w Berlinie, które zawierają nieprzychylne oceny niemieckich polityków. Krytykowany jest szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle jako polityk "agresywny", o mało treściwych pomysłach, który powinien głębiej opanować "złożoną tematykę polityki zagranicznej i bezpieczeństwa". Z kolei kanclerz Angela Merkel - zdaniem dyplomatów USA - "rzadko bywa kreatywna". Określono ją nawet mianem "teflonowej", bo wszystko po niej spływa.
zew, PAP