Kluzik-Rostkowska: 35 proc. to rozsądny pułap
W piątek Sejm przyjął ustawę wprowadzającą kwoty na listach wyborczych. W myśl nowych przepisów, żeby lista została zarejestrowana musi być na niej nie mniej niż 35 proc. kobiet i nie mniej niż 35 proc. mężczyzn. Projekt ustawy - pierwotnie wprowadzającej parytety, czyli równy udział kobiet i mężczyzn na listach wyborczych - był obywatelską inicjatywą zgłoszoną przez Kongres Kobiet. - Cieszę się, że ta ustawa została przegłosowana. Uważam, że 35 proc. to rozsądny pułap. Zobaczymy, jak będzie dalej. Bo on z jednej strony ustawia ten próg minimalny, z drugiej - jakby nie przeszkadza, żeby tam, gdzie to może być jeszcze bardziej zrównoważone, zrównoważone było - powiedziała Kluzik-Rostkowska.
- Dzielę polityków na trzy grupy: jedna to politycy, którzy uważają, że nie potrzeba więcej kobiet w życiu publicznym, druga - to grupa, która mówi: tak, uważamy, że potrzebujemy więcej kobiet w tej przestrzeni publicznej, ale nie wierzymy w instrument, jakim są kwoty i parytety. I trzecia grupa, do której ja siebie zaliczam, która mówi: chcemy więcej kobiet w życiu publicznym i wierzymy, że taki instrument, jak kwoty, czy parytety będą temu pomagać - mówiła Kluzik-Rostkowska na konferencji prasowej w Sejmie.
Zaznaczyła, że w klubie PJN nie było żadnego stanowiska wypracowanego ws. ustawy, "każdy głosował, jak mu w duszy zagrało". - Moje doświadczenie polityczne, zarówno jako ministra pracy, jak i parlamentarzystki pokazuje, że jeśli jest większa równowaga płci, to o pewnych sprawach, np. o polityce rodzinnej, po prostu rozmawia się łatwiej - stwierdziła. Jak zaznaczyła, "nie dlatego, że jedna płeć ma więcej zrozumienia, czy chce rozumieć, a druga nie chce, tylko po prostu są takie sfery życia, w których się różnimy doświadczeniem".
pap, ps