Przyspieszone wybory? PO dyskutuje, PiS mówi: "nie"
Dodano:
Grupa posłów i polityków Platformy Obywatelskiej stara się przekonać Donalda Tuska do przyspieszenia wyborów parlamentarnych, które miałyby się odbyć już wiosną 2011 roku - informuje "Rzeczpospolita". Za takim rozwiązaniem przemawiają względy taktyczne - dziś PiS znajduje się w kryzysie, a PJN i Ruch Poparcia Palikota dopiero tworzą swoje struktury. Platforma mogłaby być więc pewna zwycięstwa w przyspieszonych wyborach.
– PiS jest w rozsypce, nowe ruchy, takie jak Polska Jest Najważniejsza czy stowarzyszenie Palikota, nie zdążą zbudować struktur, a my wraz ze wzmocnionym po wyborach samorządowych PSL zapewnilibyśmy sobie władzę na kolejne cztery lata – przekonuje "Rzeczpospolitą" jeden z parlamentarzystów PO. Premiera do przyspieszonych wyborów starają się przekonać również jego doradcy - w tym prawa ręka premiera Igor Ostachowicz. Tusk na razie mówi jednak "nie". Dlaczego? – Jesienny termin jest znacznie bardziej prawdopodobny głównie ze względu na ambicje premiera. Wtedy Polska będzie miała prezydencję w Unii. W interesie Tuska jest w tym czasie być premierem. Druga taka okazja w życiu może mu się nie zdarzyć. A dziś trudno przewidzieć, jak przebiegną wybory czy późniejsze negocjacje koalicyjne - tłumaczy polityk PO
Skrócenie kadencji parlamentu może być jednak trudne. Aby doszło do samorozwiązania Sejmu zagłosować za takim rozwiązaniem musi 307 posłów. Tymczasem koalicyjny PSL zgłasza sygnały, że przyspieszone wybory nie byłyby dla tej partii korzystne. Za przyspieszonymi wyborami opowiada się klub PJN. A SLD? – Jeśli coś złego zacznie się dziać w gospodarce, nie można wykluczyć poparcia tego wariantu – mówi przewodniczący SLD Grzegorz Napieralski.
Nawet jednak poparcie PSL, SLD i PJN nie wystarczyłoby. Za przyspieszonymi wyborami musiałoby opowiedzieć się co najmniej 11 posłów PiS. A PiS zdecydowanie sprzeciwia się temu scenariuszowi. – Dziś takie rozwiązanie byłoby ucieczką Platformy przed odpowiedzialnością za swoje fatalne rządy. My do tego ręki nie przyłożymy. Niech Donald Tusk rządzi pełną kadencję. Przynajmniej nie będzie się mógł tłumaczyć, że jakichś reform nie zdążył zrealizować, bo doszło do wcześniejszych wyborów - tłumaczy poseł PiS Jarosław Zieliński.