Dusza jest w mózgu - historia wybitnego neurochirurga
Przewieziono go do szpitala dziecięcego w Prokocimiu. – Udar spowodował poważny obrzęk mózgu. Leczenie farmakologiczne nie pomagało, obrzęk cały czas narastał, a lekarze nie mieli pomysłu, co robić dalej. W dziesiątej dobie stan syna gwałtownie się pogorszył. Powiedziano nam, że to koniec. Zasugerowano, by wezwać księdza z ostatnim namaszczeniem – opowiada Roman Graczyk.
Przyjaciele rodziny skontaktowali się wtedy z prof. Trojanowskim. Spojrzał na wyniki badań i postawił zupełnie inną diagnozę. Według niego pień mózgu nie był nieodwracalnie uszkodzony, tylko uciśnięty, i trzeba było błyskawicznie rozciąć czaszkę, by zrobić miejsce dla obrzękniętego mózgu. Profesor złapał za telefon i powiedział lekarzom z Prokocimia, żeby wykonali trepanację. – Mówił do nich bardzo kulturalnie, ale z pozycji autorytetu, jest przecież krajowym konsultantem do spraw neurochirurgii – opowiada Graczyk.
Krzyś ma dziś 21 lat. Po udarze została mu ciężka afazja, ma poważne problemy z mówieniem i czytaniem. Kiedy kilka lat po wypadku rodzice zawieźli go do Lublina, bardzo chciał okazać prof. Trojanowskiemu wdzięczność. Ponieważ forma „pan" jest dla niego zbyt trudna, powiedział po prostu: „Dziękuję ci".
O prof. Tomaszu Trojanowskim czytaj w najnowszym, poniedziałkowym numerze tygodnika "Wprost"