Wet za wet
Dodano:
Konferencja polskiej komisji pod przewodnictwem ministra Jerzego Millera, badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej, to poważny błąd polityczny rządu Donalda Tuska. Podobnie jak w przypadku raportu MAK Tatiany Adoniny, w czasie konferencji poznaliśmy niepełny obraz katastrofy.
Kilka nowych faktów, jakie poznaliśmy podczas konferencji, nie było wartych politycznego echa jakim odbije się ta prezentacja. Polska zachowała się dokładnie tak samo, jak komisja Anodiny – skoncentrowała się na winie tylko po jednej stronie. Donald Tusk tylko nieznacznie poprawi wizerunek rządu, któremu zaszkodziła zbyt miękka i spóźniona reakcja na raport MAK. Nie uzyska też niczego w relacjach z Moskwą – co najwyżej polsko-rosyjskie relacje pogorszą się.
Z materiału przedstawionego na konferencji wynika, że rosyjscy kontrolerzy, podobnie jak polscy piloci, popełnili kardynalne błędy. Warto jednak pamiętać, że odpowiedzialność za bezpieczne sprowadzenie samolotu na ziemię - w Smoleńsku, lub na innym lotnisku - w pierwszej kolejności spada na załogę. Rosyjska obsługa miała tylko pomagać pilotom. I jeżeli nawet trzech rosyjskich oficerów przesunęło granicę bezpieczeństwa lądowania polskiego Tu-154M poza obowiązujące procedury i granicę odpowiedzialności - to bezpieczeństwo samolotu i pasażerów znajdowało się w rękach pilotów. Posiadana przez nich wiedza o stanie pogody, wyposażeniu lotniska i widoczności była wystarczająca do podjęcia decyzji o odejściu na inne lotnisko.
To prawda – w kluczowym momencie kontrolerzy podawali nieprecyzyjne informacje, samolot nie znajdował się „na kursie i ścieżce". Prawdą jest jednak również to, że załoga kontrolując przyrządy i nie używając autopilota oraz automatycznego ciągu, silników powinna się sama o tym przekonać, na wiele sekund przed tym, zanim padła komenda "odchodzimy". Powinno to nastąpić na wysokości decyzji, a nie kilkadziesiąt metrów nad ziemią. I właśnie zbyt późna decyzja o poderwaniu samolotu, a nie zbyt późno podana przez wieżę komenda "horyzont", była bezpośrednią przyczyną katastrofy. Dlaczego pilot nie odszedł na drugi krąg wcześniej? – odpowiedzi na to pytanie wciąż nie znamy.
Konferencja nie potwierdziła teorii o wyłącznej odpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Nie została również zanegowana teoria o braku odpowiedzialności polskich pilotów. Nie potwierdzono teorii o rzekomych naciskach z Kremla - rosyjski pułkownik nie rozmawiał z Moskwą – kontaktował się ze swoim przełożonym w Twerze. I nie została obalona teoria o naciskach na polskich pilotów. To, że uzupełniliśmy opis wydarzeń przedstawiony przez MAK, nie oznacza, że zbliżyliśmy się do prawdy
Z materiału przedstawionego na konferencji wynika, że rosyjscy kontrolerzy, podobnie jak polscy piloci, popełnili kardynalne błędy. Warto jednak pamiętać, że odpowiedzialność za bezpieczne sprowadzenie samolotu na ziemię - w Smoleńsku, lub na innym lotnisku - w pierwszej kolejności spada na załogę. Rosyjska obsługa miała tylko pomagać pilotom. I jeżeli nawet trzech rosyjskich oficerów przesunęło granicę bezpieczeństwa lądowania polskiego Tu-154M poza obowiązujące procedury i granicę odpowiedzialności - to bezpieczeństwo samolotu i pasażerów znajdowało się w rękach pilotów. Posiadana przez nich wiedza o stanie pogody, wyposażeniu lotniska i widoczności była wystarczająca do podjęcia decyzji o odejściu na inne lotnisko.
To prawda – w kluczowym momencie kontrolerzy podawali nieprecyzyjne informacje, samolot nie znajdował się „na kursie i ścieżce". Prawdą jest jednak również to, że załoga kontrolując przyrządy i nie używając autopilota oraz automatycznego ciągu, silników powinna się sama o tym przekonać, na wiele sekund przed tym, zanim padła komenda "odchodzimy". Powinno to nastąpić na wysokości decyzji, a nie kilkadziesiąt metrów nad ziemią. I właśnie zbyt późna decyzja o poderwaniu samolotu, a nie zbyt późno podana przez wieżę komenda "horyzont", była bezpośrednią przyczyną katastrofy. Dlaczego pilot nie odszedł na drugi krąg wcześniej? – odpowiedzi na to pytanie wciąż nie znamy.
Konferencja nie potwierdziła teorii o wyłącznej odpowiedzialności rosyjskich kontrolerów. Nie została również zanegowana teoria o braku odpowiedzialności polskich pilotów. Nie potwierdzono teorii o rzekomych naciskach z Kremla - rosyjski pułkownik nie rozmawiał z Moskwą – kontaktował się ze swoim przełożonym w Twerze. I nie została obalona teoria o naciskach na polskich pilotów. To, że uzupełniliśmy opis wydarzeń przedstawiony przez MAK, nie oznacza, że zbliżyliśmy się do prawdy