Samobójców ratować nie warto
Dodano:
60 tysięcy złotych odszkodowania żąda od policji 30-letni Tomasz S. Oskarża policjantów, że nieprofesjonalnie uratowali mu życie.
Sierpień 2007 r. Nieszczęśliwie zakochany w 17-letniej uczennicy Tomasz S. chciał ze sobą skończyć. Najpierw próbował powiesić się na pasku od spodni. Nie wyszło mu, przyjaciele wezwali policję. Tego samego dnia S. spróbował drugi raz. Wszedł na daszek nad klatką w bloku swojej wybranki, przywiązał sznur do uchwytu flagi i założył sobie pętlę na szyję. - Spotkamy się w niebie - krzyknął w okno dziewczyny i skoczył. Zawadził nogami o daszek i, jak pisze "Fakt", zawisł w poprzek.
Na miejsce przyjechali dwaj policjanci, którzy odcinając linę uratowali S. życie. Nie udało im się jednak zamortyzować upadku samobójcy. Spadając na chodnik Tomasz S. m.in. złamał sobie szczękę. Teraz chce od policji 60 tysięcy złotych odszkodowania. - Mój klient twierdzi, że został odcięty w sposób nieprofesjonalny - tłumaczy "Faktowi" stanowisko S. jego adwokat, Tomasz Musiał.
Nie wiadomo, kiedy zapadnie wyrok w tej sprawie. Wiadomo jednak co innego - jeżeli sąd przyzna rację Tomaszowi S., policjanci w całym kraju dostaną czytelny sygnał - niedoszłych samobójców ratować nie warto.
zew, "Fakt"