Seweryn Krajewski dla "Wprost": granie jak narkotyk
O tym, że chce się zająć komponowaniem, a nie tylko odtwarzaniem tego co zrobili inni zdecydował po przeczytaniu biografii Mozarta, Beethovena i Paganiniego oraz... po wysłuchaniu pierwszych utworów bigbitowych. - To dla mnie było coś fantastycznego. Objawienie. Ten świat mnie wciągnął kompletnie. Już wiedziałem, że ja sam muszę tworzyć, a nie tylko odtwarzać, choćby najlepiej, Mozarta czy Bacha - wspomina.
Krajewski przyznaje, że nie jest stworzony do kariery w amerykańskim stylu. - Granie na żywo nie kręciło mnie nigdy, bo to nigdy nie było to, co ja potrafię najlepiej. Zawsze zmagałem się z tym, że nie słyszę, co śpiewam. Nie czułem estrady, nie miałem satysfakcji. Męczyło mnie to... Nie lubię, jak ktoś mnie ogląda, podpatruje. Pisanie jest intymną sprawą. Jak już coś napiszę, to raczej nie chcę wychodzić z tym do ludzi, wolę, by ktoś inny to zaśpiewał - tłumaczy.Z nowej płyty jest zadowolony, ale... - Mam taki problem, że niektóre stacje radiowe i dziennikarze nie interesują się tym, czy piosenki na nowej płycie są dobre, czy złe, tylko – ile ja mam lat. To jest żenada. Polskie chamstwo, ale przecież każdy kraj ma swoje chamstwo. Jeden bardziej, drugi mniej - mówi.
Wywiad Marii Szabłowskiej z Sewerynem Krajewskim będzie można przeczytać w najnowszym numerze tygodnika "Wprost".