Orwell ciągle żywy

Dodano:
Tego chyba nikt się nie spodziewał. Takie historie można było przeczytać tylko u Orwella. Do czasu... Życie seksualne człowieka przestało wreszcie być jego prywatną sprawą. O tym czy mężczyzna jeszcze może, czy może już nie może decydują za niego sądy. I to gdzie!? W kolebce wolności, czyli Wielkiej Brytanii. Media poinformowały, że jeden z angielskich sądów uznał, że pewien 41-latek nie może uprawiać seksu, bo… jest na to zbyt głupi.
To nie żart. Informację tę podał serwis telegraph.co.uk. Niski iloraz inteligencji 41-letniego Alana sprawia że, zdaniem sądu, nie jest on w stanie odpowiadać za swoje czyny. A skoro tak - argumentuje sąd - Alan nie może wchodzić w bliskie interakcje z przedstawicielkami płci pięknej. Jak rozumiem w eugenicznym zapale sędziowie chcą zapobiec nie tylko wykorzystaniu biednego Alana przez jakiegoś seksualnego napaleńca, lecz także rozprzestrzenieniu się jego felernego genomu w brytyjskiej populacji. Alanowi najwyraźniej nie udało się wypełnić prawidłowo wszystkich zadań na teście IQ. Kto wie – być może zabrakło mu tylko jednego punktu, by uznany za myślącego trzeźwo i sąd nie odebrałby mu prawa do decydowania o swoim życiu intymnym?

Zastanawiająca jest jedna kwestia. Jak niskie IQ musiał mieć człowiek, czy raczej grupa ludzi, którzy w 2007 r. wprowadzili do brytyjskiego systemu prawnego haniebny „Akt Zdolności Umysłowych"? Zgodnie z tym dokumentem brytyjskie i walijskie sądy mają prawo decydować o życiu osób nieinteligentnych. Dosłownie. Mogą zakazać seksu, nakazać stosowanie antykoncepcji, albo – w skrajnych przypadkach – nakazać aborcję!

Gdy po raz pierwszy w informacji na temat Alana przeczytałem o tej ustawie, wziąłem to za niesmaczny dowcip. Sprawdziłem – niestety, ustawa istnieje. Początkowo łudziłem się, że takie prawa obowiązywać mogą tylko w mitycznej Oceanii, państwie totalitarnym, które George Orwell opisuje w „Roku 1984". Potem zweryfikowałem swoje podejrzenia: nawet u Orwella poddani w Oceanii mieli lepiej. Co prawda w jego ponurej wizji o życiu seksualnym i w ogóle o być i nie być jednostki również decyduje państwo, ale chodzi tylko o 15 proc. mieszkańców, a dokładniej o tych należących do „partii". Oni muszą spełniać standardy doktryny „angsocu”. Reszta, czyli „prole”, mogą robić, co chcą, z kim chcą i kiedy chcą. Byle w swoich slumsach.

To, co spotkało Alana jest kolejnym objawem pogardy dla wolności. Takiej samej pogardy, jaką wykazywali władcy orwellowskiej Oceanii. Z punktu widzenia formy pogarda ta jest o wiele groźniejsza, bo przystrojono ją w szaty humanitaryzmu. Brytyjski prawodawca wyszedł z założenia, że skoro człowiek „ponadprzeciętnie głupi" jest gorszy, to „mądra" większość może nim zarządzać „dla jego dobra” i, gdy trzeba, pozbawić go wszelkich praw.

Mam nadzieję, że nie muszę nikomu udowadniać, dlaczego państwo, czyli politycy nie powinni uzurpować sobie takich uprawnień. I to nawet w sytuacji, gdy ktoś rzeczywiście ktoś ma problemy z podejmowaniem racjonalnych decyzji. Warto, by politycy pamiętali, że takie prawa to przecież broń obosieczna – któż, jeśli nie oni, ma problemy z podejmowaniem racjonalnych decyzji?

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...