Stan wyjątkowy w Bahrajnie. USA zaniepokojone
Opozycjoniści zabici
Wszyscy zabici to uczestnicy demonstracji szyitów, zaskoczeni podczas odpoczynku. W czasie gdy trwał najazd na Plac Perłowy, około pół setki pojazdów policyjnych i wojskowych patrolowało ulice Manamy, a nad miastem przelatywały na małej wysokości śmigłowce szturmowe Apache. W wyniku szarży pancernej zginęło sześćdziesięciu śpiących i niespodziewających się ataku demonstrantów - podały źródła opozycyjne. Liczba ofiar może okazać się większa. Na Placu Perłowym krzyżują się główne drogi. Wieczorem całkowicie oczyszczony z protestujących plac kontrolowało 40 opancerzonych pojazdów wojskowych.
Clinton zaniepokojona
Amerykańska sekretarz stanu Hillary Clinton wkrótce po szarży policji na Plac Perłowy wyraziła "głębokie zaniepokojenie" sytuacją w Bahrajnie. W rozmowie ze swym odpowiednikiem w Bahrajnie zaapelowała o "umiarkowanie w działaniach". Wskazywała na nieodzowność reform politycznych i gospodarczych, bez których "nie da się zadośćuczynić żądaniom obywateli Bahrajnu". Również brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague wyraził głębokie zaniepokojenie wydarzeniami w Bahrajnie, gdzie od 1999 roku rządzi król Hamad ibn Isa al-Chalifa. - Powiedziałem szefowi dyplomacji Bahrajnu, że jest już najwyższy czas, aby zacząć budować mosty między różnymi wspólnotami religijnymi - oświadczył Hague.
Efekt domino
Protesty przeciwko dyskryminowaniu przez sunnicki rząd ludności szyickiej, która stanowi 70 proc. liczącej 740 000 ludności Bahrajnu zamieszkującej na obszarze zaledwie 760 km kwadratowych, wybuchły na wielką skalę po rewolcie w Tunezji i Egipcie. Bahrajn, gdzie znajduje się dowództwo i główna baza V Floty USA, służy Stanom Zjednoczonym jako zapora przed wpływami szyickiego Iranu w tym regionie.
zew, PAP