"Wpadki prezydenta? To zdarza się każdemu"
Dodano:
Absolutnie nie czuje się politykiem. Jestem jedynie, a właściwie aż, prezydenckim urzędnikiem - podkreśla w rozmowie z "Rzeczpospolitą" szef Kancelarii Prezydenta RP Jacek Michałowski. Michałowski dodaje, że fakt iż zajmuje gabinet najbliższy gabinetu prezydenckiego nie oznacza, iż cieszy się szczególnymi wpływami w Pałacu Prezydenckim.
Interesuje mnie polityka - przyznaje Michałowski. Zaraz jednak dodaje, że do tej pory "zawsze walczył o to, by starannie oddzielać sferę polityczną od urzędniczej". - Jestem szefem Kancelarii, czyli prezydenckiej administracji, a zarazem odpowiadam za jego kalendarz, stąd to pomieszczenie - mówi o sąsiadowaniu z prezydentem szef jego Kancelarii. Michałowski dodaje, że w Pałacu Prezydenckim nie ma konfliktów między urzędnikami. - Obserwuję za to wspólną pracę dla dobra kraju. W gronie ministrów i doradców podzieliliśmy się nią tak, by działać jako zespół, który się wzajemnie uzupełnia, a nie zbiorowisko niezależnych elektronów, z których każdy gra na siebie. Raz w tygodniu odbywają się wspólne odprawy. Proszę mi wierzyć, dyskusje, które tam się toczą, trudno nazwać wojną o wpływy, choć czasem są burzliwe - zapewnia szef prezydenckiej kancelarii.
Michałowski przyznaje, że jego pierwsze tygodnie pracy w Kancelarii były trudne. - Zastałem tu ogrom tragedii i bólu, z jakim wcześniej się nie zetknąłem. Znicze przy pokojach - wspomina. Przyznaje, że mógł zachować się inaczej w sprawie krzyża przed Pałacem Prezydenckim. - Gdybym przy pierwszej próbie przeniesienia krzyża wydał inne dyspozycje, może udałoby się wcześniej przełamać ten kryzys. Ale może doszłoby do zamieszek? - zastanawia się. Dodaje, że od początku pracy starał się stworzyć z Kancelarii Prezydenta "apolityczny urząd". - Oczywiście rozumiem, że każda zmiana władzy budzi obawy, że oto teraz wszyscy zostaną wyrzuceni po to, by przyjąć swoich, ale ja nie mam takich zamiarów. Nie interesują mnie poglądy polityczne urzędników. Każdy z nas jakieś ma i, chwała Bogu, możemy mieć różne. Interesuje mnie natomiast, czy nie rzutuje to na działanie urzędu - podkreśla. - Mam pewien kłopot z kilkoma osobami, które np. będąc radnymi ugrupowania jawnie zwalczającego urzędującego prezydenta, pozostają w jego kancelarii - przyznaje Michałowski.
Pytany o wpadki prezydenta Bronisława Komorowskiego Michałowski zwraca uwagę, że "wpadki nie zdarzają się tylko temu, kto nic nie robi". - Chodzi przecież o to, by prezydent był jak najlepiej przygotowany i jest dobrze przygotowywany. A że się przy okazji poślizgnął, miał przekręcony krawat, powiedział dowcip, który się nie wszystkim spodobał, albo ktoś powiedział o jedno słowo za dużo - takie rzeczy mogą zdarzyć się każdemu. Oczywiście staramy się ich unikać - wyjaśnia.
"Rzeczpospolita", arb
Michałowski przyznaje, że jego pierwsze tygodnie pracy w Kancelarii były trudne. - Zastałem tu ogrom tragedii i bólu, z jakim wcześniej się nie zetknąłem. Znicze przy pokojach - wspomina. Przyznaje, że mógł zachować się inaczej w sprawie krzyża przed Pałacem Prezydenckim. - Gdybym przy pierwszej próbie przeniesienia krzyża wydał inne dyspozycje, może udałoby się wcześniej przełamać ten kryzys. Ale może doszłoby do zamieszek? - zastanawia się. Dodaje, że od początku pracy starał się stworzyć z Kancelarii Prezydenta "apolityczny urząd". - Oczywiście rozumiem, że każda zmiana władzy budzi obawy, że oto teraz wszyscy zostaną wyrzuceni po to, by przyjąć swoich, ale ja nie mam takich zamiarów. Nie interesują mnie poglądy polityczne urzędników. Każdy z nas jakieś ma i, chwała Bogu, możemy mieć różne. Interesuje mnie natomiast, czy nie rzutuje to na działanie urzędu - podkreśla. - Mam pewien kłopot z kilkoma osobami, które np. będąc radnymi ugrupowania jawnie zwalczającego urzędującego prezydenta, pozostają w jego kancelarii - przyznaje Michałowski.
Pytany o wpadki prezydenta Bronisława Komorowskiego Michałowski zwraca uwagę, że "wpadki nie zdarzają się tylko temu, kto nic nie robi". - Chodzi przecież o to, by prezydent był jak najlepiej przygotowany i jest dobrze przygotowywany. A że się przy okazji poślizgnął, miał przekręcony krawat, powiedział dowcip, który się nie wszystkim spodobał, albo ktoś powiedział o jedno słowo za dużo - takie rzeczy mogą zdarzyć się każdemu. Oczywiście staramy się ich unikać - wyjaśnia.
"Rzeczpospolita", arb