W Libii nie będzie łatwo. Trzeba wesprzeć zmiany
Na pierwszym miejscu wymienia potrzebę docenienia powstań jako historycznego zwycięstwa wolności i demokracji. Tymczasem wciąż wielu ludzi sądzi, że Arabowie nie dorośli do demokracji i że jest to system rządów dla nich nieodpowiedni. Według Stephensa jest przeciwnie: "Dżihadyści i Al-Kaida to najwięksi strategiczni przegrani (społecznych zrywów wolnościowych) wolność i godność człowieka nie są wartościami figurującymi wysoko na liście priorytetów bin Ladena".
Zachód powinien interweniować militarnie tylko w ostateczności, ponieważ rewolucja jest własnością społeczną, a państwa zachodnie w tej części świata obciążone są historycznym bagażem: "Gdy Tony Blair mówi o sterowaniu przejściem od rządów autorytarnych do demokracji odzywają się dzwonki alarmowe" - pisze "FT". Obecna trudna sytuacja finansowa Europy - kontynuuje - nie może być powodem do skąpstwa. "Ukrywanie się za parawanem długu publicznego i zubożenia, byłoby pozbawioną skrupułów zdradą nie tylko przyszłości państw Bliskiego Wschodu, ale także europejskiej".
Stephens sugeruje, że rządy gotowe na społeczne otwarcie powinny zostać docenione w zakresie handlu i inwestycji, a ograniczenia imigracyjne dla państw przebudowujących system rządzenia powinny być poluzowane. UE powinna dopomóc w budowie instytucji demokratycznych. Zachód nie ma monopolu na decydowanie o tym, jaka powinna być międzynarodowa reakcja na społeczne aspiracje w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie. Stawkę mają także Chiny i Turcja. Rewolucje powinna zalegitymizować Rada Bezpieczeństwa ONZ, a pomoc dla państw przebudowujących system polityczny i ekonomiczny powinna być tematem obrad G20.
Stephens przestrzega przed pokusą gry na zwłokę, ponieważ jak zaznacza stawka jest zbyt wysoka i bierność będzie miała swą cenę: "Jeśli transformacja się nie uda z braku wystarczającej pomocy, to koszty zarówno społeczne jak i ekonomiczne będą (dla Zachodu) wielokrotnie wyższe niż byłyby w przypadku zainwestowania w sukces przemian. Gospodarczy upadek, rosnące ceny ropy, radykalizacja ludności i niekontrolowana migracja będą konsekwencjami zaniechania" - ostrzegł.
Stephens nie widzi na Zachodzie polityka, który dorósłby do wyzwania, jakim są demokratyczne rewolucje w Egipcie i Libii. Działania Baracka Obamy uznaje za pozostające z tyłu za jego retoryką, a w Europie obserwuje "pozerstwo polityków, którzy najwygodniej czują się we własnym samozadowoleniu".pap