Jaga tylko remisuje we Wrocławiu

Dodano:
W zaległym meczu Jagiellonia walczyła o powrót na pozycję lidera. Nie wiadomo, czy właśnie ten fakt sparaliżował piłkarzy trenera Michała Probierza, ale nie zagrali dobrze i zanotowali drugi w tym roku remis w lidze.

W pierwszej połowie gospodarze praktycznie ani razu nie zagrozili bramce Śląska. Za to goście z minuty na minutę grali z coraz mniejszym respektem dla Jagiellonii, w tym sezonie jeszcze niepokonanej na swoim boisku. Najwięcej problemów obrońcom Jagiellonii stwarzał Piotr Ćwielong, który albo sam strzelał albo podawał do lepiej ustawionych kolegów.

Tak właśnie padła bramka. W 38. minucie przebiegł z piłką przez pole karne Jagiellonii, wycofał ją na 20. metr do Przemysława Kaźmierczaka, a ten pięknym, technicznym strzałem lewą nogą trafił w "okienko" bramki Grzegorza Sandomierskiego.

Jagiellonia wyraźnie nie radziła sobie z defensywą Śląska. Walkę o górne piłki wygrywali obrońcy gości, prostopadłych zagrań po ziemi brakowało. Tuż przed przerwą wrocławianie mogli nawet podwyższyć prowadzenie, gdyby najpierw Ćwielong, a potem Sebastian Mila lepiej przymierzyli.

Ku zaskoczeniu kibiców, druga połowa zaczęła się od ataków Śląska. Jagiellonia miała dużo niecelnych podań, co uniemożliwiało skonstruowanie dobrej akcji. W 55. minucie odbitą od  obrońców piłkę przejął Marcin Burkhardt i pobiegł w stronę bramki gości, doganiany przez obrońcę podał w prawo do Hermesa, ale jego strzał wybili z linii bramkowej zawodnicy Śląska.

W kontrowersyjnych okolicznościach w 61. minucie sędzia Robert Małek podyktował rzut karny. Uznał, że wybiegający z pola karnego Tomasz Kupisz został sfaulowany przez Mariusza Pawelca, a Tomasz Frankowski z 11 metrów dopełnił formalności. To jego dziewiąte w tym sezonie i 142. w karierze trafienie w ekstraklasie.

Gol podziałał ożywczo na gospodarzy. Zaczęli grać z większym zaangażowaniem, mieli więcej odbiorów piłki w środku boiska, ale  bramkowych sytuacji nie stwarzali nadal.

W końcówce za to znowu zaatakował Śląsk, a tylko świetnym interwencjom Sandomierskiego Jagiellonia zawdzięcza, że nie straciła bramki. Zwłaszcza Argentyńczyk Cristan Diaz powinien strzelić gola, ale w 85. minuicie uderzył głową z kilku metrów prosto w bramkarza gospodarzy.

pap, ps

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...