Kawiarnia zamiast Sejmu?
Dodano:
Wydarzeniem politycznym weekendu nie była ani konwencja partyjna, ani spotkanie z politykami zagranicznymi, ani nawet żaden event dla wyborców. Przez cały weekend wszyscy emocjonowali się kawiarnianym spotkaniem premiera z muzykami.
Spotkanie było pokłosiem listu redaktora naczelnego „Playboya" Marcina Mellera, który został opublikowany na Facebooku – i natychmiast wywołał burzę w środowisku okołopolitycznym. Meller oznajmił w nim, że na Platformę już nie zagłosuje. Dlaczego ? Bo afera hazardowa, bo „Miro” na listach wyborczych, bo nie wyciągnięto konsekwencji wobec Bogdana Klicha za katastrofę smoleńską, bo rzekoma inwigilacja dziennikarzy. Głos Mellera został niemal natychmiast odebrany przez przeciwników Platformy Obywatelskiej jako reprezentatywny dla środowiska „młodych, wykształconych z dużych miast”. Przekaz wydawał się im jasny - środowisko młodych inteligentów odwraca się od PO. Deklaracja Mellera wywołała zresztą lawinę podobnych deklaracji ze strony innych przedstawicieli pop-kultury.
Nie wiem kto wymyślił prowadzone przez rzeczonego Mellera spotkanie Donalda Tuska z Tomaszem Lipiński, Zbigniewem Hołdysem i Pawłem Kukizem, ale - jak zauważył jeden z blogerów - specjalista od PR w PO powinien otrzymać za nie solidną premię. Dla premiera takie spotkania to coś na kształt rozgrzewki przed maratonem wyborczym. Naiwne pytania i uwagi muzyków premier obracał na własną i swojego rządu korzyść, a nawet, kiedy przyznawał się do błędów (brak skuteczności w walce z przerostami administracji), wygrywał medialną szczerością. Kukiz, Hołdys i Lipiński robili, co mogli, ale nie mogli za dużo - ponieważ wiedzą zbyt mało o mechanizmach rządzenia i władzy. Efekt? Trzej tytani polskiego rocka zostali postawieni w roli, do której nie są predestynowani, a którą tak naprawdę powinna spełniać opozycja. Opozycja jest jednak zajęta innymi sprawami (katastrofa smoleńska), albo nie jest merytorycznie do takiej debaty przygotowana.
Po tym jak Donald Tusk spotkał się z Mellerem, również szefowa PJN zapragnęła zjeść śniadanie z redaktorem naczelnym „Playboy’a". Czy to początek nowej polskiej tradycji: głosem ludu staną się w Polsce rockmani, a miejsce trybuny sejmowej zajmie kawiarniany stolik?
Nie wiem kto wymyślił prowadzone przez rzeczonego Mellera spotkanie Donalda Tuska z Tomaszem Lipiński, Zbigniewem Hołdysem i Pawłem Kukizem, ale - jak zauważył jeden z blogerów - specjalista od PR w PO powinien otrzymać za nie solidną premię. Dla premiera takie spotkania to coś na kształt rozgrzewki przed maratonem wyborczym. Naiwne pytania i uwagi muzyków premier obracał na własną i swojego rządu korzyść, a nawet, kiedy przyznawał się do błędów (brak skuteczności w walce z przerostami administracji), wygrywał medialną szczerością. Kukiz, Hołdys i Lipiński robili, co mogli, ale nie mogli za dużo - ponieważ wiedzą zbyt mało o mechanizmach rządzenia i władzy. Efekt? Trzej tytani polskiego rocka zostali postawieni w roli, do której nie są predestynowani, a którą tak naprawdę powinna spełniać opozycja. Opozycja jest jednak zajęta innymi sprawami (katastrofa smoleńska), albo nie jest merytorycznie do takiej debaty przygotowana.
Po tym jak Donald Tusk spotkał się z Mellerem, również szefowa PJN zapragnęła zjeść śniadanie z redaktorem naczelnym „Playboy’a". Czy to początek nowej polskiej tradycji: głosem ludu staną się w Polsce rockmani, a miejsce trybuny sejmowej zajmie kawiarniany stolik?