Pochowałem prezydenta
Dodano:
Była niewiara, zdziwienie i przerażenie. Wszyscy byli w podobnym stanie... Pamiętam dosyć emocjonującą rozmowę z ambasadorem Rosji, człowiekiem o wyglądzie i zachowaniach niedźwiedzia, kiedy łamiącym się głosem powiedział: „Teraz sobie zdaję sprawę, że Katyń to rzeczywiście miejsce przeklęte…" - wspomina wydarzenia z 10 kwietnia Tomasz Orłowski ambasador RP we Francji, który sprawował nadzór protokolarny nad organizacją uroczystości pogrzebowych prezydenta Lecha Kaczyńskiego na Wawelu.
Orłowski w rozmowie z Piotrem Najsztubem przyznaje, że w czasie uroczystości pogrzebowych jego uwagę zwróciło to, że Jarosław Kaczyński był "prawie nieobecny". - Jak pamiętam moje wrażenie, to tak, jakby patrzył niewidzącymi oczami, jakby nie był obecny fizycznie w czasie pogrzebu – to jest moje wspomnienie najsilniejsze - przyznaje Orłowski. Pytany o premiera mówi, że u Donalda Tuska widział "bardzo duże skupienie". - Ale takie skupienie związane z bardzo dużym napięciem psychicznym i emocjonalnym. Czyli prawdopodobnie mieli podobne odczucia, ale w inny sposób okazywane - ocenia Orłowski.
Mówiąc o swoim udziale w organizacji pogrzebu prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii Orłowski podkreśla, że "była to dla niego możliwość oddania hołdu i coś, co określiłby mianem prawie przywileju". - Wcześniej w ten sposób oddałem hołd bardzo wielu ludziom, którzy byli mi bliscy, na placu Piłsudskiego. Jedno z najcięższych przeżyć, to kiedy wróciłem do Paryża, do ambasady, po paru tygodniach, wśród zaległej poczty były kartki świąteczne, wielkanocne, od osób, które były na pokładzie tego samolotu. I te kartki świąteczne, z tamtej Wielkanocy, leżą cały czas na biurku i sam nie wiem, co z nimi zrobić… - mówi Orłowski.
Mówiąc o swoim udziale w organizacji pogrzebu prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki Marii Orłowski podkreśla, że "była to dla niego możliwość oddania hołdu i coś, co określiłby mianem prawie przywileju". - Wcześniej w ten sposób oddałem hołd bardzo wielu ludziom, którzy byli mi bliscy, na placu Piłsudskiego. Jedno z najcięższych przeżyć, to kiedy wróciłem do Paryża, do ambasady, po paru tygodniach, wśród zaległej poczty były kartki świąteczne, wielkanocne, od osób, które były na pokładzie tego samolotu. I te kartki świąteczne, z tamtej Wielkanocy, leżą cały czas na biurku i sam nie wiem, co z nimi zrobić… - mówi Orłowski.
Cały wywiad Piotra Najsztuba z Tomaszem Orłowskim można przeczytać w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost"