Choto wraca do rozbitej Legii
Wyniki stołecznego zespołu są najgorsze od wielu lat. Ostatnio trzy porażki z rzędu w ligowych rozgrywkach Legia zaliczyła jesienią 2007 roku (po 0:1 z Lechem Poznań, Odrą Wodzisław i Wisłą Kraków). Różnica jest jednak kolosalna, ponieważ wówczas na koniec sezonu stołeczny zespół zajął drugą pozycję z siedmioma porażkami na koncie i 17 straconymi bramkami. Obecnie Legia po 20. kolejce przegrała już dziewięć spotkań i straciła aż 29 goli. - Nigdy w całej swojej karierze nie doświadczyłem sytuacji, w której zespół traciłby tyle goli. Musimy poprawić grę w defensywie, bo to jest niewątpliwie kluczowa sprawa. Jeśli się to uda będzie znaczne lepiej - mówił Skorża.
Defensywa stołecznego zespołu jest niewątpliwie najsłabszym ogniwem zespołu. Jeden z najlepszych obrońców w ekstraklasie w ostatnich sezonach Inaki Astiz popełnia proste błędy, a grający obok niego Marcin Komorowski zalicza asysty dla drużyny przeciwnej. Niewypałem okazały się transfery na tą pozycję. Serb Srda Kneżevic i Słoweniec Dejan Kelhar nie prezentują odpowiedniego poziomu. Dlatego jedyną nadzieją jest powrót do składy Dicksona Choto, choć trudno oczekiwać, że po półrocznej przerwie będzie grał na dawnym poziomie. - Bardzo na niego liczę, bo z taką obroną nie mamy co liczyć na trofea - przyznał Skorża.
Podobnego zdania jest były obrońca Legii Radosław Michalski. - Moim zdaniem największym problemem stołecznej drużyny jest dziurawa obrona. W poprzednich latach Dickson Choto wspólnie z Inakim Astizem tworzyli bardzo solidny duet. Teraz coś się zmieniło i warszawiacy tracą wiele bramek. Drużyna znajduje się w kryzysie, a Puchar Polski jest dla niej najkrótszą drogą do europejskich rozgrywek. Przy Łazienkowskiej nikt na pewno nikt nie dopuszcza do siebie myśli, żeby drugi rok z rzędu stołecznej drużyny zabrakło w pucharach - powiedział na oficjalnej stronie Legii Michalski, który ostatnio pełnił funkcję dyrektora sportowego Lechii Gdańsk.
Oprócz kłopotów sportowych dochodzi skandal do jakiego doszło po sobotnim meczu, kiedy to Jakub Rzeźniczak został uderzony na boisku przez prowadzącego doping na stadionie przy Łazienkowskiej Piotra Staruchowicza. Wcześniej kibice zwymyślali i opluli swoich sympatyków. To z pewnością nie sprzyja dobrej atmosferze przed wtorkowym meczem z Lechią, która w tabeli ligowej ma tyle samo punktów co Legia, a w rundzie jesiennej wygrała przy Łazienkowskiej 3:0.pap, ps