Nergal: wieść o chorobie była szokiem. To był nokaut
Mówi też o pierwszych reakcjach znajomych na wieść o jego chorobie. - Zdziwienie i szok. Koledzy z zespołu kilka dni wcześniej widzieli mnie po ostatnim koncercie bardzo słabego, nie mogłem mówić, złapać tchu, ledwo stałem na nogach. Zażądali: „Jedziesz do szpitala i póki się nie zbadasz, nie wracaj". Pamiętali, że wcześniej lekko traktowałem swoje zdrowie. I tak lekko potraktowałem tę chorobę, żartowałem sobie od początku na ten temat… - opowiada.
Muzyk uważa, że choroba nie była "karą Boską". Mimo że on sam w wielu wywiadach Boga obrażał. - Pojawiły się te wątki publicznie w stylu: „Wreszcie się doczekałeś". Śmieję się z tego. Nie wierzę w sądy ostateczne, kary boskie, choć jest to być może sympatyczna mitologia, ale generalnie prymitywna i obca mi kulturowo. Ja to widzę inaczej: wszystko jest energią, nawet ten kubek stojący przede mną i my jesteśmy jej częścią. Jesteśmy po prostu częścią Wszechświata i jestem najdalej od tego, żeby wartościować, oceniać. To jest optyka narzucona nam dwa tysiące lat temu. Wulgarna i prymitywna - mówi. - Mądrość to nie umiejętność powiedzenia, że coś jest dobre, a coś złe, to raczej umiejętność znalezienia odpowiedniego kąta, pod którym patrzysz na rzeczywistość. Chrześcijaństwo zabija kreatywność, narzuca swoją wizję i nie chce słyszeć o tym, co myślisz i czujesz. W szpitalu dostawałem mnóstwo listów, najczęściej od starszych ludzi, całe zbiory świętych cytatów, ksera Pisma Świętego z podkreślonymi fragmentami- dodaje.
Zapewnia również, że ani przez chwilę nie pomyślał, że choroba, która go dotknęła jest karą za cokolwiek złego, co zrobił w życiu. - Nie, to jest schemat myślowy: ukradłem kilogram węgla sześć lat temu, to pewnie teraz mnie kara spotkała - śmieje się.
O tym, jak walczy się z chorobą, jak się ją pokonuje i co dalej robi się w życiu, czytaj w rozmowie Piotra Najsztuba z Nergalem w poniedziałkowym Wprost