Bliskowschodni pat
Dodano:
Na Bliskim Wschodzie nigdy nie zapanuje pokój, jeżeli Izrael nie zaprzestanie ekspansji na terytoria palestyńskie.
W ostatnich tygodniach cały świat z zapartym tchem obserwuje wydarzenia w Libii tracąc z pola widzenia inne zapalne regiony. A tymczasem na Bliskim Wschodzie konflikt Izraela z Palestyną rozwija się w najlepsze – i mało kto pamięta dziś, że całkiem niedawno żywiono nadzieję na przełom w rozmowach pokojowych między obydwiema stronami. Nadzieje na pokój okazały się jednak płonne – i to wcale nie dlatego, że Palestyńczycy czasem wystrzelają jakąś rakietę w kierunku Izraela, nie dlatego, że w Palestynie rządzi Hamas, który Izraela uznać nie chce, ale przede wszystkim dlatego, że Izrael nie ma zamiaru zrywać z polityką kolonizowania palestyńskiego terytorium.
W związku z wydarzeniami w Libii plan budowy 942 nowych domów na ziemiach zajętych przez Izrael po wojnie 1967 roku przyjęty przez władze Jerozolimy przeszedł niemal niezauważony. W listopadzie 2009 roku wydano zgodę na budowę na tym obszarze 900 domów. Teoretycznie mają to być domy nie tylko dla Żydów, ale również i Arabów, ale w praktyce chodzi o Arabów izraelskich, a nie palestyńskich. Tymczasem Palestyńczycy nadal wierzą w powrót do stanu sprzed wojny z 1967 roku i chcą, by Jerozolima stała się stolicą palestyńskiego państwa. Izraelski plan czyni taki scenariusz mało prawdopodobnym.
Inicjatywa władz Jerozolimy to świadome destabilizowanie sytuacji w Palestynie, które uniemożliwia osiągnięcie porozumienia. To również wyraźny przejaw złej woli. Unia Europejska już zaprotestowała przeciw planowi, ale w praktyce nikt - poza Stanami Zjednoczonymi - nie ma możliwości wpłynięcia na politykę Izraela. A ta jest konsekwentna. Chaos uniemożliwia utworzenie względnego dobrobytu w Palestynie – a przecież bogate państwo palestyńskie w dłuższej perspektywie mogłoby stanowić olbrzymie zagrożenie dla Izraela. Przyrost naturalny wśród Palestyńczyków już dziś jest wyższy niż wśród Żydów. Gdyby los palestyńskich Arabów poprawił się, wskaźnik ten byłby dla Izraela jeszcze mniej korzystny. Poza tym panujący w Palestynie chaos doprowadza do podziałów wśród Palestyńczyków, których Izrael może rozstawiać po kątach zgodnie z zasadą divide et impera. Nie należy też zapominać, że wrogość Palestyńczyków jednoczy mieszkańców Izraela.
Po drugiej stronie barykady znajduje się Autonomia Palestyńska, która już dziś jest w stanie zarządzać swoim terytorium samodzielnie - tak przynajmniej wynika z najnowszego raportu ONZ. Zdaniem wysłannika ONZ Palestyńczycy stworzyli instytucje państwowe - w tym struktury sądowe, oświaty i służby zdrowia - na poziomie wystarczającym do posiadania własnego i samodzielnego państwa. Biednego, ułomnego, ale własnego. Ale bez zgody Izraela państwo takie nie powstanie. A Izrael najwyraźniej zgody tej nie zamierza udzielać.
W związku z wydarzeniami w Libii plan budowy 942 nowych domów na ziemiach zajętych przez Izrael po wojnie 1967 roku przyjęty przez władze Jerozolimy przeszedł niemal niezauważony. W listopadzie 2009 roku wydano zgodę na budowę na tym obszarze 900 domów. Teoretycznie mają to być domy nie tylko dla Żydów, ale również i Arabów, ale w praktyce chodzi o Arabów izraelskich, a nie palestyńskich. Tymczasem Palestyńczycy nadal wierzą w powrót do stanu sprzed wojny z 1967 roku i chcą, by Jerozolima stała się stolicą palestyńskiego państwa. Izraelski plan czyni taki scenariusz mało prawdopodobnym.
Inicjatywa władz Jerozolimy to świadome destabilizowanie sytuacji w Palestynie, które uniemożliwia osiągnięcie porozumienia. To również wyraźny przejaw złej woli. Unia Europejska już zaprotestowała przeciw planowi, ale w praktyce nikt - poza Stanami Zjednoczonymi - nie ma możliwości wpłynięcia na politykę Izraela. A ta jest konsekwentna. Chaos uniemożliwia utworzenie względnego dobrobytu w Palestynie – a przecież bogate państwo palestyńskie w dłuższej perspektywie mogłoby stanowić olbrzymie zagrożenie dla Izraela. Przyrost naturalny wśród Palestyńczyków już dziś jest wyższy niż wśród Żydów. Gdyby los palestyńskich Arabów poprawił się, wskaźnik ten byłby dla Izraela jeszcze mniej korzystny. Poza tym panujący w Palestynie chaos doprowadza do podziałów wśród Palestyńczyków, których Izrael może rozstawiać po kątach zgodnie z zasadą divide et impera. Nie należy też zapominać, że wrogość Palestyńczyków jednoczy mieszkańców Izraela.
Po drugiej stronie barykady znajduje się Autonomia Palestyńska, która już dziś jest w stanie zarządzać swoim terytorium samodzielnie - tak przynajmniej wynika z najnowszego raportu ONZ. Zdaniem wysłannika ONZ Palestyńczycy stworzyli instytucje państwowe - w tym struktury sądowe, oświaty i służby zdrowia - na poziomie wystarczającym do posiadania własnego i samodzielnego państwa. Biednego, ułomnego, ale własnego. Ale bez zgody Izraela państwo takie nie powstanie. A Izrael najwyraźniej zgody tej nie zamierza udzielać.