Staruch zachorował, rozprawy nie było
Zakażenie dróg oddechowych
Postępowanie wobec Piotra S. prowadziła policja, która zarzuciła mu złamanie ustawy o imprezach masowych. W tym trybie w grudniu zeszłego roku warszawski sąd rejonowy nałożył na niego 2 tys. zł grzywny i dwuletni zakaz wstępu na mecze Legii w stolicy. S. odwołał się od tego orzeczenia do sądu okręgowego. Apelacja "Starucha" miała być rozpatrzona w maju, ale na początku kwietnia termin został o miesiąc przyśpieszony, a sprawa znalazła się w szczególnym zainteresowaniu ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego, który objął ją "nadzorem administracyjnym". Ponadto minister zobowiązał prezesa sądu do złożenia pisemnej informacji o przebiegu tego postępowania.
W czwartek okazało się jednak, że sprawa zostanie rozpoznana tak jak pierwotnie planowano, czyli pod koniec maja. Obrońca Piotra S., mec. Zbigniew Jewdokin przedłożył bowiem w sądzie zaświadczenie, że jego klient od środy przebywa w szpitalu. Sąd ogłosił półgodzinną przerwę, podczas której postanowił zweryfikować to zaświadczenie. - Udało się ustalić, że S. zgłosił się 27 kwietnia do szpitala z zakażeniem górnych dróg oddechowych - powiedział po przerwie sędzia Janusz Cieszko. - Sąd dokona czynności zmierzających do zweryfikowania, czy ta hospitalizacja była konieczna - zapowiedział Cieszko. Sprawa powróci na wokandę 26 maja.
Pobicie piłkarza
Niezależnie od postępowania sądowego, po zdarzeniach z października, klub - wyrażając oburzenie wobec takiej postawy swego kibica - nałożył na niego dwuletni zakaz stadionowy obiecując jednocześnie, że nie wejdzie on już na obiekt przy Łazienkowskiej. Zakaz stadionowy, tym razem w związku z inną sprawą, na Piotra S. nałożyła ostatnio także prokuratura. S. usłyszał przed świętami zarzut naruszenia nietykalności cielesnej piłkarza warszawskiej Legii. Grozi mu za to do roku więzienia.
Ta sprawa dotyczy zdarzenia z początku kwietnia, gdy po porażce Legii z Ruchem Chorzów kibice stołecznego zespołu zwymyślali i opluli schodzących do szatni piłkarzy warszawskiej drużyny. Zareagował na to zawodnik Jakub Rzeźniczak, który ostro im odpowiedział. Gdy piłkarze wyszli ponownie na murawę na pomeczowy trening, Rzeźniczaka uderzył w twarz prowadzący doping kibiców "Staruch". Zdarzenie zarejestrowała kamera, a nagranie opublikowano w internecie, pokazały je także media.
Policja informowała, że Piotr S. nie przyznał się w tej sprawie do winy. Prokuratura Rejonowa Warszawa-Śródmieście nadal prowadzi postępowanie. Władze stołecznego klubu zdecydowały o przywróceniu orzeczonego wobec S. dwuletniego klubowego zakazu stadionowego, który był zawieszony. - Osoba, która dopuściła się tego karygodnego przewinienia dostała od klubu kredyt zaufania. Został on niestety nadużyty i nie mogliśmy podjąć innej decyzji – wyjaśniał prezes Legii.
zew, PAP