Brytyjczycy będą wybierać po nowemu? Pierwsze referendum od 36 lat
Wybieram ciebie, i ciebie, i ciebie...
Reforma ordynacji polegałaby na odejściu od obecnego systemu obsadzania mandatu przez kandydata, który uzyskał w wyborach zwykłą większość, i wprowadzeniu systemu większościowego z 50-procentowym progiem. Okręgi pozostałyby jednomandatowe, ale wyborca zamiast krzyżyka przy nazwisku jednego tylko kandydata stawiałby numerki przy nazwiskach kandydatów w zależności od swych preferencji. W przypadku, gdyby żaden z kandydatów nie uzyskał 50 proc. głosów w tzw. pierwszej preferencji, odpadałby ten, który miał ich najmniej, a pozostałym doliczano by głosy tzw. drugiej preferencji, a więc te, przy których jego wyborcy postawili nr 2. Procedura powtarzana byłaby do czasu, aż któryś z kandydatów uzyskałby 50 proc. System taki obowiązuje m.in. w Irlandii.
Liberałowie sądzą, że zmiana ordynacji pomoże im zwiększyć stan posiadania, ponieważ wyborcy, nawet jeśli identyfikują się z nimi, nie głosują na nich w przekonaniu, że są bez szans, a zatem głos oddany na nich jest stracony. Ich najsłabszą stroną jest to, że nie są uważani za alternatywę dla największych partii: konserwatystów i laburzystów.
Silny rząd, czy za silny rząd?Niektórzy komentatorzy sądzą, że duże większości bezwzględne, którymi dysponował Tony Blair przez trzy kadencje parlamentarne z rzędu, nie wyszły na dobre brytyjskiej demokracji, ponieważ najważniejsze decyzje podejmowano w wąskim kręgu wtajemniczenia z pominięciem Izby Gmin. Do tradycji silnych, jednopartyjnych rządów przywiązani są torysi, przekonani, że rząd silny to rząd efektywny, a koalicje to rządy słabe i niestabilne. Konserwatyści przekonują też, że proponowany system wyborczy jest zbyt skomplikowany i kosztowny, oraz że zmiany mogą przynieść niezamierzone i niepożądane efekty, np. wprowadzić do parlamentu małe partie skrajnie prawicowe.
Z sondażu BPIX dla tygodnika "Mail on Sunday" wynika, że 51 proc. ankietowanych nie chce nowego systemu głosowania, a tylko 33 proc. popiera nowe rozwiązania. Spora liczba wyborców sądzi, że koszt referendum oceniany na 80 mln funtów to pieniądze zmarnowane i że kraj ma inne, o wiele poważniejsze zmartwienia. W Wielkiej Brytanii nie ma tradycji referendum. Ostatnie odbyło się w 1975 r., w dwa lata po wejściu kraju do EWG. Od tego czasu przeprowadzono dziewięć referendów lokalnych.
PAP, arb