Piraci w białych kołnierzykach
Dodano:
-Skontrolowałem ponad 400 firm i nie zdarzyło się, bym w którejkolwiek z nich nie znalazł choćby kilku nielegalnych programów - mówi Jarosław Tomczyk,
Tomczyk to jeden z trzech biegłych sądowych w Polsce specjalizujących się w problematyce kradzieży oprogramowania - Nie zawsze w proceder ten zaangażowani są bezpośrednio pracodawcy. Często pracownicy samowolnie instalują kradzione aplikacje, na przykład typu shareware - twierdzi.
Ponad połowa wykorzystywanych w naszym kraju aplikacji została skopiowana nielegalnie. Tracą na tym nie tylko producenci oprogramowania, ale i dziesiątki współpracujących z nimi firm oraz budżet państwa, a więc pośrednio wszyscy podatnicy. To setki milionów złotych rocznie. Największymi piratami nie są jednak prywatni użytkownicy, lecz właśnie firmy. - Generalnie im większe przedsiębiorstwo, tym bardziej zwraca uwagę na to, by wykorzystywać legalne oprogramowanie. Kradzione kopie znaleziono jednak w kilku dużych polskich przedsiębiorstwach, a nawet filiach koncernów międzynarodowych - twierdzi Mikołaj Sowiński, prawnik z kancelarii Sołtysiński, Kawecki & Szlęzak, reprezentujący producentów oprogramowania.
- Do niedawna właściciele firm żyli w błogim przeświadczeniu, że praktycznie bezkarnie mogą korzystać z kradzionych aplikacji. Coraz częściej prowadzimy jednak akcje przeszukiwania biur pod tym kątem. Kontrolowane są zarówno małe, kilkuosobowe firmy, jak i wielkie przedsiębiorstwa w całym kraju - mówi podinspektor Jan Hajdukiewicz, kierownik zespołu ds. przestępczości komputerowej Komendy Głównej Policji. W ciągu ostatnich dwóch lat policja wkroczyła do przeszło pięciuset firm. Wartość zakwestionowanego oprogramowania liczona jest w dziesiątkach milionów złotych. W styczniu sprawdzano działającą w Pruszkowie firmę Daewoo Electronic Manufacture. Znaleziono nielegalne aplikacje ośmiu producentów. Były one zainstalowane między innymi w działach kadrowym i księgowym. Straty twórców programów oszacowano na 300 tys. zł. W ubiegłym roku na wykorzystywaniu na dużą skalę kradzionych aplikacji przyłapano też Lisnera, producenta przetworów rybnych, a nawet spółkę giełdową PEPEES. Najczęściej przyczyną kontroli są donosy konkurentów lub niezadowolonych pracowników. Obecnie akcje policji skierowane przeciwko nieuczciwym przedsiębiorstwom prowadzone są niemal codziennie.
Kradzież oprogramowania - w tym nielegalne kopiowanie go w firmie - zagrożona jest karą pięciu lat więzienia. Odpowiadają zarówno szef firmy, osoba zajmująca się sprzętem komputerowym, jak i użytkownik konkretnego peceta. Właściciel przedsiębiorstwa może być ścigany, nawet jeżeli sam nie był zaangażowany w nielegalny proceder, lecz nie dopilnował pracowników. Z tytułu odpowiedzialności cywilnej może być przyznane producentowi odszkodowanie w wysokości trzykrotnej wartości skradzionych aplikacji. Do tego dochodzi grzywna zasądzona na rzecz Funduszu Promocji Twórczości.
W praktyce najczęściej dochodzi do ugody. - To kwestia skuteczności. Ze względu na małą efektywność naszego wymiaru sprawiedliwości lepiej się porozumieć z oskarżonym niż się procesować przez wiele lat - tłumaczy Mikołaj Sowiński. Płacone przez nieuczciwych przedsiębiorców odszkodowania są jednak coraz dotkliwsze. Poznański Lisner zapłacił ponad 350 tys. zł, a łomżyński PEPEES - 150 tys. zł. Rekordowe odszkodowanie - niemal pół miliona złotych - wypłaciło Daewoo Electronic Manufacture. Łącznie na podstawie ugód producenci oprogramowania odzyskali w 2001 r. prawie milion złotych, a rok wcześniej - przeszło 1,2 mln zł. To ciągle jednak znikome sumy w porównaniu ze skalą zjawiska. Równie dotkliwe dla przedsiębiorstwa może być zajęcie komputerów. Policja ma prawo zatrzymać pecety, na których są nielegalne programy. Nie pomoże tłumaczenie, że znajdują się na nich dane finansowe firmy czy projekt nowego produktu. Na przykład w pruszkowskim Daewoo zarekwirowano siedemdziesiąt komputerów z osiemdziesięciu wykorzystywanych przez firmę. W praktyce oznacza to wielotygodniowy paraliż przedsiębiorstwa, a w efekcie większe straty niż samo odszkodowanie dla producentów aplikacji. To skuteczna metoda, by się znaleźć na skraju bankructwa.
Michał Adamczyk
Pełny tekst "Piratów w białych kołnierzykach" w najnowszym, 1010 numerze tygodnika "Wprost", w kioskach od wtorku 2 kwietnia.
Ponad połowa wykorzystywanych w naszym kraju aplikacji została skopiowana nielegalnie. Tracą na tym nie tylko producenci oprogramowania, ale i dziesiątki współpracujących z nimi firm oraz budżet państwa, a więc pośrednio wszyscy podatnicy. To setki milionów złotych rocznie. Największymi piratami nie są jednak prywatni użytkownicy, lecz właśnie firmy. - Generalnie im większe przedsiębiorstwo, tym bardziej zwraca uwagę na to, by wykorzystywać legalne oprogramowanie. Kradzione kopie znaleziono jednak w kilku dużych polskich przedsiębiorstwach, a nawet filiach koncernów międzynarodowych - twierdzi Mikołaj Sowiński, prawnik z kancelarii Sołtysiński, Kawecki & Szlęzak, reprezentujący producentów oprogramowania.
- Do niedawna właściciele firm żyli w błogim przeświadczeniu, że praktycznie bezkarnie mogą korzystać z kradzionych aplikacji. Coraz częściej prowadzimy jednak akcje przeszukiwania biur pod tym kątem. Kontrolowane są zarówno małe, kilkuosobowe firmy, jak i wielkie przedsiębiorstwa w całym kraju - mówi podinspektor Jan Hajdukiewicz, kierownik zespołu ds. przestępczości komputerowej Komendy Głównej Policji. W ciągu ostatnich dwóch lat policja wkroczyła do przeszło pięciuset firm. Wartość zakwestionowanego oprogramowania liczona jest w dziesiątkach milionów złotych. W styczniu sprawdzano działającą w Pruszkowie firmę Daewoo Electronic Manufacture. Znaleziono nielegalne aplikacje ośmiu producentów. Były one zainstalowane między innymi w działach kadrowym i księgowym. Straty twórców programów oszacowano na 300 tys. zł. W ubiegłym roku na wykorzystywaniu na dużą skalę kradzionych aplikacji przyłapano też Lisnera, producenta przetworów rybnych, a nawet spółkę giełdową PEPEES. Najczęściej przyczyną kontroli są donosy konkurentów lub niezadowolonych pracowników. Obecnie akcje policji skierowane przeciwko nieuczciwym przedsiębiorstwom prowadzone są niemal codziennie.
Kradzież oprogramowania - w tym nielegalne kopiowanie go w firmie - zagrożona jest karą pięciu lat więzienia. Odpowiadają zarówno szef firmy, osoba zajmująca się sprzętem komputerowym, jak i użytkownik konkretnego peceta. Właściciel przedsiębiorstwa może być ścigany, nawet jeżeli sam nie był zaangażowany w nielegalny proceder, lecz nie dopilnował pracowników. Z tytułu odpowiedzialności cywilnej może być przyznane producentowi odszkodowanie w wysokości trzykrotnej wartości skradzionych aplikacji. Do tego dochodzi grzywna zasądzona na rzecz Funduszu Promocji Twórczości.
W praktyce najczęściej dochodzi do ugody. - To kwestia skuteczności. Ze względu na małą efektywność naszego wymiaru sprawiedliwości lepiej się porozumieć z oskarżonym niż się procesować przez wiele lat - tłumaczy Mikołaj Sowiński. Płacone przez nieuczciwych przedsiębiorców odszkodowania są jednak coraz dotkliwsze. Poznański Lisner zapłacił ponad 350 tys. zł, a łomżyński PEPEES - 150 tys. zł. Rekordowe odszkodowanie - niemal pół miliona złotych - wypłaciło Daewoo Electronic Manufacture. Łącznie na podstawie ugód producenci oprogramowania odzyskali w 2001 r. prawie milion złotych, a rok wcześniej - przeszło 1,2 mln zł. To ciągle jednak znikome sumy w porównaniu ze skalą zjawiska. Równie dotkliwe dla przedsiębiorstwa może być zajęcie komputerów. Policja ma prawo zatrzymać pecety, na których są nielegalne programy. Nie pomoże tłumaczenie, że znajdują się na nich dane finansowe firmy czy projekt nowego produktu. Na przykład w pruszkowskim Daewoo zarekwirowano siedemdziesiąt komputerów z osiemdziesięciu wykorzystywanych przez firmę. W praktyce oznacza to wielotygodniowy paraliż przedsiębiorstwa, a w efekcie większe straty niż samo odszkodowanie dla producentów aplikacji. To skuteczna metoda, by się znaleźć na skraju bankructwa.
Michał Adamczyk
Pełny tekst "Piratów w białych kołnierzykach" w najnowszym, 1010 numerze tygodnika "Wprost", w kioskach od wtorku 2 kwietnia.