Transfery i upadki
Dodano:
Joanna Kluzik-Rostkowska szefowa i założycielka ugrupowania pod nazwą Polska Jest Najważniejsza otrzymała ponoć od premiera Donalda Tuska propozycję kandydowania do Sejmu z listy katowickiej PO. Oczywiście, jako numer 1. Kluzik-Rostkowska wprawdzie zdementowała te doniesienia – ale już Otto von Bismarck zauważył, że w polityce wierzyć należy tylko w informacje zdementowane.
Upadek PJN to prawdopodobnie kwestia kilku, może kilkunastu tygodni. Nie będzie to jednak koniec projektu politycznego, ale raczej koniec PR-owskiego projektu spin doktorów i specjalistów od politycznego kreowania rzeczywistości. Każdy kto tworzy nową partię musi sobie najpierw zadać pytanie czy ma ona rację bytu, a jeśli tak to jaki program zamierza ona realizować. Kiedy Kluzik-Rostkowska ogłaszała jesienią ubiegłego roku powstanie nowego bytu politycznego, jej przeciwnicy twierdzili, że przyczyną odejścia posłanki i całej grupy polityków z PiS nie były sprawy ideowe, ale raczej konflikty personalne. Politycy, którzy z PiS zostali wyrzuceni, związani byli raczej z Lechem Kaczyńskim. Z PiS wypchnęło ich środowisko dawnego Porozumienia Centrum i grupa Zbigniewa Ziobry. Mimo to cześć z PJN-owców (Elżbieta Jakubiak, Adam Bielan) w zasadzie od samego początku ciążyła ku partii Jarosława Kaczyńskiego.
Czy rzeczywiście istniała szansa na stworzenie konkurencyjnej partii politycznej wobec PiS, ale również wobec Platformy Obywatelskiej? Kluzik-Rostkowska i spółka nie mieli wiele czasu. Udało się wprawdzie stworzyć w Sejmie klub parlamentarny, ale już z budową struktur lokalnych (poza Śląskiem i Pomorzem) było dużo gorzej. Zabrakło determinacji, zaangażowania polityków i środków finansowych. No i elektoratu.
PJN chciał zostać oświeconą centroprawicą, konserwatywną społecznie, ale jednocześnie trzymającą rękę na pulsie społeczeństwa i gotową na interwencję w razie potrzeby. W ten sposób partia chciała zostać alternatywą zarówno wobec Platformy Obywatelskiej, jak również Prawa i Sprawiedliwości. Kluzik-Rostkowskiej marzyła się partia gotowa do merytorycznej dyskusji – stąd m.in. jej flirt z liberalnym, ortodoksyjnym, ale również populistycznym ekonomistą, profesorem Krzysztofem Rybińskim. Ale merytoryczna dyskusja nie sprzedaje się w Polsce najlepiej. Przez ostatnie kilka lat polską scenę polityczną zdominował konflikt, a właściwie polityczny klincz między PO i PiS. Wobec tego klinczu na dalszy plan zeszły wszelkie poważne sprawy i spory merytoryczne. Kiedy doszła do tego katastrofa smoleńska – i spór wokół sposobów jej wyjaśniania – na dyskusję nie było już w ogóle miejsca. Polityka zaczęła sprowadzać się do zasypywania rywali gradem mniej lub bardziej celnych ciosów.
Wydawało się, że PJN ma kilka atutów nie do przecenienia. Pierwszym było to, że na jego czele stanęła kobieta – doświadczona i rozpoznawalna polityk, doskonale rozumiejąca problemy społeczne i – jak się początkowo wydawało - dobra organizatorka. To mogło przyciągnąć do partii kobiety, również te dotychczas nie głosujące w wyborach. Problem jednak w tym, że program społeczny, który mógłby te kobiety skusić, nie został przez PJN wyraźnie wyartykułowany. Drugim atutem partii mogło być to, że ludzie którzy stanęli za Kluzik-Rostkowską, mentalnie są osadzeni we współczesności – a nie, jak czołówka PiS - w XX wieku. Okazało się jednak, że rozumiejąc współczesność - nie za bardzo potrafili się odnaleźć w realiach polskiego społeczeństwa AD 2011. PJN miał też szansę na uzyskanie oparcia w instytucjach społecznych, organizacjach pozarządowych i samorządach. To również się nie udało.
Joanna Kluzik-Rostkowska poniosła klęskę, jako polityk partyjny. Wciąż jest jednak cenionym fachowcem, ma także zbyt silną pozycję w rodzinnym regionie śląskim, aby nie została zagospodarowana. Podobnie może być z kilkoma innymi politykami PJN-u - Pawłem Poncyliuszem, Pawłem Kowalem, Michałem Kamińskim, Filipem Libickim. A co się stanie z resztą? To zależy już od politycznych planów Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. I najsmutniejsze jest to, że na polskiej scenie politycznej wciąż wszystko zależy właśnie od nich.
Czy rzeczywiście istniała szansa na stworzenie konkurencyjnej partii politycznej wobec PiS, ale również wobec Platformy Obywatelskiej? Kluzik-Rostkowska i spółka nie mieli wiele czasu. Udało się wprawdzie stworzyć w Sejmie klub parlamentarny, ale już z budową struktur lokalnych (poza Śląskiem i Pomorzem) było dużo gorzej. Zabrakło determinacji, zaangażowania polityków i środków finansowych. No i elektoratu.
PJN chciał zostać oświeconą centroprawicą, konserwatywną społecznie, ale jednocześnie trzymającą rękę na pulsie społeczeństwa i gotową na interwencję w razie potrzeby. W ten sposób partia chciała zostać alternatywą zarówno wobec Platformy Obywatelskiej, jak również Prawa i Sprawiedliwości. Kluzik-Rostkowskiej marzyła się partia gotowa do merytorycznej dyskusji – stąd m.in. jej flirt z liberalnym, ortodoksyjnym, ale również populistycznym ekonomistą, profesorem Krzysztofem Rybińskim. Ale merytoryczna dyskusja nie sprzedaje się w Polsce najlepiej. Przez ostatnie kilka lat polską scenę polityczną zdominował konflikt, a właściwie polityczny klincz między PO i PiS. Wobec tego klinczu na dalszy plan zeszły wszelkie poważne sprawy i spory merytoryczne. Kiedy doszła do tego katastrofa smoleńska – i spór wokół sposobów jej wyjaśniania – na dyskusję nie było już w ogóle miejsca. Polityka zaczęła sprowadzać się do zasypywania rywali gradem mniej lub bardziej celnych ciosów.
Wydawało się, że PJN ma kilka atutów nie do przecenienia. Pierwszym było to, że na jego czele stanęła kobieta – doświadczona i rozpoznawalna polityk, doskonale rozumiejąca problemy społeczne i – jak się początkowo wydawało - dobra organizatorka. To mogło przyciągnąć do partii kobiety, również te dotychczas nie głosujące w wyborach. Problem jednak w tym, że program społeczny, który mógłby te kobiety skusić, nie został przez PJN wyraźnie wyartykułowany. Drugim atutem partii mogło być to, że ludzie którzy stanęli za Kluzik-Rostkowską, mentalnie są osadzeni we współczesności – a nie, jak czołówka PiS - w XX wieku. Okazało się jednak, że rozumiejąc współczesność - nie za bardzo potrafili się odnaleźć w realiach polskiego społeczeństwa AD 2011. PJN miał też szansę na uzyskanie oparcia w instytucjach społecznych, organizacjach pozarządowych i samorządach. To również się nie udało.
Joanna Kluzik-Rostkowska poniosła klęskę, jako polityk partyjny. Wciąż jest jednak cenionym fachowcem, ma także zbyt silną pozycję w rodzinnym regionie śląskim, aby nie została zagospodarowana. Podobnie może być z kilkoma innymi politykami PJN-u - Pawłem Poncyliuszem, Pawłem Kowalem, Michałem Kamińskim, Filipem Libickim. A co się stanie z resztą? To zależy już od politycznych planów Donalda Tuska i Jarosława Kaczyńskiego. I najsmutniejsze jest to, że na polskiej scenie politycznej wciąż wszystko zależy właśnie od nich.